czwartek, 30 sierpnia 2007

The Merry Thoughts



THE MERRY THOUGHTS


„Z lustra przyszedł potwór.

Zbyt długo spoglądałam w swoją twarz.

Monstrum przemierzało szklane ścieżki

przyciągane magnesem mojego wzroku,

aż dotarło do celu swojej wędrówki

- Zwierciadła mojego pokoju.”

Kiedy przybyłem do tego miasta za kamiennymi murami wyobrażeń, do tego miejsca wyklętego przez Boga, nie spodziewałem się, że spotkam tam Maggie.

*

Wchodziłem w bramę obarczony winą tysiąca istnień, z czarnymi plamami na sumieniu. Wchodziłem w mury, które miały mnie odgrodzić od świata zewnętrznego, zamknąć w szczękach zapomnienia.

Wstępowałem na tereny zupełnie mi nieznane. Do miasta o wąskich, brukowanych uliczkach, wysokich domach z mroczną przeszłością i obszernym rynku, przy którym wznosił się ogromny, monumentalny budynek – Archiwum Miasta zarządzanego przez Zgromadzenie.

Tu przechowywano akta z przedawnionych rozpraw sądowych, dokumentacje wszelkiego rodzaju, a poza tym wszystko to, co uznano za już niepotrzebne. Do Archiwum wstęp mieli tylko członkowie Zgromadzenia, a i ci wchodzili tam rzadko. Budynek faktycznie nie zachęcał do częstych odwiedzin w jego wnętrzu. Krył w sobie przeszłość, niewyjaśnione zdarzenia z 2000 lat. Ktokolwiek przekraczał jego próg, nawet za dnia czuł się nieswojo.

Idąc ulicą usłyszałem strzały.

Tylko przez moment zwróciłem na nie uwagę. Między kamieniami brukowanego chodnika pobłyskiwała żyletka, zgubiona tutaj nie wiadomo przez kogo. Wysokie kamienice spoglądały na mnie z góry, nie wiem czy szyderczo, kiedy ją podnosiłem.

W dali usłyszałem gwar.

Tłum ludzi gromadził się na Rynku, w nieznanym mi celu, który tak naprawdę wcale mnie nie obchodził. Przeszedłem obok nich obojętnie, nie przejawiając nawet minimum zainteresowania tym, co i z jakiego powodu tam się działo.

W końcu doszedłem do północnej granicy Miasta, którą był Port nad ogromną przestrzenią nieruchomego oceanu. W jego drobnych falach odbijało się zachodzące słońce. Jego zniknięcie dawało nadzieję na parę godzin chłodu.

Stanąłem na czymś w rodzaju tarasu widokowego – wielkiej kamiennej płycie z marmurową barierką, umieszczonej nad plażą.

W dole zobaczyłem spacerującą postać.

Obserwując ją, tknęło mnie, że nie uczestniczy ona w ogólnym zamieszaniu na Rynku. Pozostała tutaj – samotna, nad oceanem, chociaż wszyscy inni mieszkańcy zdawali się pochłonięci jakimś ważnym wydarzeniem.

Mogłem zbiec na dół i zapytać ją o to, mogłem zainteresować się kim właściwie była. Mogłem...

Nie zrobiłem tego jednak.

Spoglądałem na zachód słońca i gdy gorąca kula ukryła się już za mokrym horyzontem, a słony wiatr ledwo musnął mnie po twarzy, odwróciłem się i wróciłem na wąskie uliczki Miasta.

Poszedłem prosto do mojego pokoju w bardzo starej kamienicy z zielonkawo-niebieskiej cegły o drewnianych, skrzypiących schodach, znajdującej się zresztą niedaleko Rynku.

Kiedy przechodziłem przez opustoszały już plac, panował półmrok. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Archiwum. Potężny gmach wyglądał, jakby wstawiono go tu przez przypadek, jakąś szaloną pomyłkę. Był ponuro ciemny, a nieliczne okna, jakie posiadał, wyglądały jak czarne, puste dziury, za którymi od lat nic się nie dzieje. Moja wyobraźnia podsunęła mi obraz, który tylko spotęgował upiorne wrażenie, jakie opanowało mój umysł – mroczne pomieszczenia z rzędami wysokich półek pełnych zakurzonych, starych dokumentów, papierów, książek i ... czegoś jeszcze, czego nie umiałem określić.

Skierowałem się w stronę wąskiej uliczki między budynkiem Archiwum, a rzędem czerwonych i brązowych kamienic. W chwili kiedy wszedłem między mury, rozbłysły światła małych latarenek. Rozbłysły tak niespodziewanie i szaleńczo radośnie, jakby tylko czekały na nadejście ciemności, żeby móc nareszcie żyć własnym życiem.

„(...)

I będziesz kroczyć przez

Dolinę Cieni

A twarze zaklęte w skałach

będą cię obserwowały

ogniem swoich oczu (...)”


*

Siedziała przy wyschniętej fontannie, przesypując z ręki do ręki gorący piasek. Słońce nieruchomym okiem spoglądało na wypaloną spękaną ziemię.

Widziałem, jak makijaż spływał z twarzy kobiet po paru godzinach pobytu na ulicach Miasta. Widziałem czerwień szminki, spływającą z warg jak krew i czerń tuszu do rzęs, tłustymi smugami oleistej ropy znaczącego ślad na ich policzkach. Czarne łzy spływające z suchych oczu. W swoim obłędzie nie wiedziały nawet, jak szkaradne maski na sobie nosiły. Czy myślały, że są piękne?

Nie wiem.

Ona była inna.

Nie obchodziły mnie pozostałe mieszkanki niewzruszonych kamienic.

Każdy z nas dusił się w tych murach, które miały być dla nas schronieniem.

Zgromadzenie wezwało swoich członków do Archiwum.

Nadszedł czas napięcia.

Modlitwy niewierzących nie mogły nam pomóc. Bo prawda była taka, że nikt z nas nie miał serca ani domu. Wyrzuceni poza margines normalności poruszaliśmy się w jakimś błędnym kole, mając nadzieję, że nadejdą zmiany. Na naszej drodze nie było już miejsca na ład i porządek. Odrzuciliśmy podstawowe prawa i zasady rządzące życiem. Próbując wprowadzić harmonię wpakowaliśmy do Archiwum najważniejsze wartości w przeświadczeniu, że to nas uratuje.

W całym tym chaosie kochałem się z Maggie. Zatopiłem się w tej miłości do końca, zapominając, że trwa wojna. Całowałem jej ciało alabastrowej bogini, zbierałem ziarnka piasku z jej skóry. Ginąłem w jej włosach, otulających ją jak płaszcz i spoglądałem w niewzruszone oczy, które niczego nie wyrażały. I były momenty, kiedy to mnie przerażało. Wtedy chwytałem się własnych zmysłów, opadając coraz niżej w nieświadomość i całowałem ją, całowałem do głębi nieskończoności. Tańczyliśmy w gwiazdach, w otchłani kosmosu, między niebem a piekłem.

Przychodziła do mnie w nocy, kiedy najmniej się tego spodziewałem. I zawsze przynosiła ze sobą zapach słonej wody. Zapach deszczu, którego nie umieliśmy wybłagać.

Nie rozmawialiśmy ze sobą, nie składaliśmy żadnych obietnic.

Aż pewnej nocy, gdy całowałem jej twarz, ona zaczęła płakać. Jej pełne soli łzy nie przynosiły ukojenia.

Zgromadzenie zwoływało na Rynek mieszkańców Miasta, gdzie kazano im się modlić o oczyszczający deszcz. To był czas ich modlitwy – a my kochaliśmy się wstydliwie za ścianami mojego pokoju.

To, że płakała, nie wywołało we mnie współczucia. Było raczej dziwacznym zaskoczeniem. Nawet nie pytałem „dlaczego?” Wiedziałem, że cokolwiek teraz powie, i tak jej nie uwierzę. Nie powiedziała nic. Wyszła ode mnie tak cicho, że tylko mrok wiedział, kiedy. Potem jej nie widziałem. Przestała przychodzić.

*

Wyszedłem na ulicę, mając dosyć schronienia w chłodnych murach mojego pokoju.

Zamieszanie na Rynku po raz pierwszy chyba naprawdę przyciągnęło moją uwagę. Idąc w kierunku przenikliwego krzyku i nawoływań, spotkałem Maggie.

Stała w bramie starej, na wpół rozwalonej kamienicy z powybijanymi oknami. Z kamienną twarzą i pustką w nieruchomych oczach podała mi broń. Jak w hipnotycznym śnie wziąłem z jej ręki karabin.

Nie zamieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa. Odwróciłem się i zdusiłem w sobie obłąkańczy śmiech. Szedłem z łkaniem w duszy. Zatopiłem się w tłum histerycznych istot. Słyszałem strzały nie znając powodu z jakiego padają.

Ostre promienie ognistego słońca wypalały nam myśli i uczucia. Miotając się w szaleńczych oparach żaru, nie widzieliśmy tego dnia nadziei dla siebie.

„ Kocham cię, gdy płaczesz

Kocham twój uśmiech i twoją śmierć.

Może pewnego dnia...”

*

W moim oceanie miało być pięćdziesiąt Syren. Było ich dwadzieścia. Wśród błękitnych fal zwodziły mnie swoim zawodzeniem. Białe welony z dziwnej materii, unosiły się wokół nas na wodzie. Jedna z nich ujęła moją twarz w swoje dłonie i spojrzała mi w oczy, coś do mnie mówiąc swoim głuchym głosem, jakby dobiegającym z jakiegoś odległego miejsca. Unoszony na wodzie między syrenami, z całych sił starałem się nie ulec ich zwodniczym śpiewom, chociaż bez przerwy towarzyszyło mi napięcie – umysłu i ciała, żeby nie pójść na dno.

Nie uległem ich głosom, ale...

Ktokolwiek usłyszy syreni śpiew, nawet jeśli on go nie zwiedzie – zmienia się.

Pozornie niezauważalnie.

I... niby nic się nie zmieniło,

ale... nic nie jest takie samo.

Siedziała wieczorami na balkonie z widokiem na plażę.

Przesypywała suchy piasek między palcami i wpatrywała się przed siebie w fioletowo-czerwone zachody słońca. Daleko na horyzoncie niebo zakwitało purpurą i fioletem. Całe powietrze stawało się delikatnie liliowe.

W takiej godzinie umysł się uspokajał i zmysły cichły.

I wszystko, poza wszechogarniającym fioletem i bezmiarem oceanu traciło sens.

Świat zamierał.

A ona siedziała i patrzyła niewidzącym wzrokiem – jakby też zamarła w bezruchu całkowitym, w czasoprzestrzeni między narodzinami a śmiercią.

Zastanawiałem się, patrząc w szkliste oczy – gdzie my jesteśmy, Boże, i co z nami będzie, co będzie?

*

Upał stawał się nie do zniesienia.

Zgromadzenie twierdziło, że ogarnia już ogromne obszary, daleko poza Miastem.

Wyschnięte drzewa nie dawały cienia. Byli tacy, którzy wpadali w obłęd, nie mogąc znieść lejącego się a nieba żaru.

Susza i upał, i upał i susza i ...

Słońce.

*

Zobaczyłem krew na piaszczystej ziemi. Uklęknąłem obok czerwonych śladów i dotknąłem przebarwiony piasek. Poczułem wilgoć purpury pod palcami.

Obmyłem dłonie w słonej wodzie – nie potrafię w sobie szukać winy.

*

Odwiedziłem ją w jej mieszkaniu. Rozległym apartamencie bez wydzielonych pomieszczeń, urządzonym w tonacji ciemnych granatów i metali.

Siedzieliśmy przy wielkim oknie z widokiem na północną stronę, więc pomimo jasnej jeszcze pory dnia, w pokoju panował już półmrok.

Na szklanym stoliku o drapieżnych metalowych nogach stał imbryk z moją herbatą, którą powoli sączyłem. Ona piła kawę.

Siedzieliśmy w milczeniu, zastanawiając się, co będzie. Wydawało mi się, że widziałem to już wcześniej, że przeżywałem już ten ból.

Ale to był tylko jeszcze jeden rodzaj śmierci, teraz.

Myślałem – chciałbym, żebyś została zanim zbyt późno powiesz mi dobranoc.

Jestem trochę bliżej ciebie, ale zupełnie nie wiem, co mam robić.

Czuję myślą płomienie.

Ale...

Właściwie to tylko jeszcze jeden rodzaj śmierci.

Chciałbym, żebyś została, zanim powiesz mi dobranoc.

Tak długo czekałem na ten moment. Chciałbym cię dotykać ciągle i coraz więcej czuć ciebie pod palcami.

Twoje ciało mnie oczyszcza.

Bycie z Tobą to moje światło.

A teraz siedzimy tylko naprzeciwko siebie i nawet nie potrafimy rozmawiać, oddaleni przez to, co było między nami.

Ofiaruj mi swoje oczy i swoją duszę – uczyń mnie powiernikiem twoich sekretów i zaśpiewaj mi piosenkę w tonach milczącej ciszy. I zostań ze mną, zanim powiesz dobranoc. Zostań ze mną, chociaż...

To tylko kolejny rodzaj śmierci, teraz.

I znowu 1:0 dla uczuć.

Chciałbym nie mieć uczuć. Chciałbym żeby to świat za mnie odczuwał. A ja – tylko trwałbym w życiu jakie mi przeznaczono.

Maggie była artystką. Robiła mnóstwo szkiców węglem, którymi następnie obwieszała ściany swojej pracowni – jedyne wydzielone murami miejsce w jej mieszkaniu.

Szkice Maggie to dziwaczne, trudne do określenia sytuacje, skarykaturyzowane postacie, anormalne, wręcz nieistniejące momenty życia. To słowa, zdania, pytania i odpowiedzi zaklęte w obrazach. To przyznanie się do winy. Kiedyś zapytałem czym są, „Zadzwoń do Boga i zapytaj Go o to” – odpowiedziała.

Taki bałagan wszędzie, taki chaos. Jeżeli tego nie uporządkujemy, nigdy nie dojdziemy do harmonii ze sobą.

Miałem 5 minut życia przy niej. 5 minut, których nie umiałem wykorzystać.

Wcześniej ktoś złożył mi propozycję. Zaoferowano mi pasjonującą grę. O 26 lat wstecz. A ja nie mogę znaleźć listu polecającego. Listu z zasadami tej gry. Nie potrafię sobie przypomnieć, gdzie ja go położyłem. Ale w końcu pewnie na niego trafię

Bo poruszamy się wkoło, a tylko wszystko obok nas przemija.

*


Słońce odbijało się w srebrzysto-blaszanym dachu olbrzymiego gmachu Archiwum.

Rozproszone promienie uderzały w kolejne dachy i kamienie brukowanego Rynku Miasta. Rozgrzane niemal do czerwoności uliczki parzyły stopy. Żaden fragment tego wyklętego miejsca nie dawał już chłodu, albo bodaj normalnego ciepła.

Zgromadzenie zarządziło posypywać ścieżki wilgotnymi trocinami, przynoszonymi z zakamarków starej stolarni, znajdującej się przy zachodnich murach Miasta. Codziennie o świcie transportowano więc worki trocin i posypywano nimi wszystkie ulice. W ciągu dnia oczywiście wysychały one na wiór i cała praca zaczynała się od początku. Taka gra toczyła się każdego ranka

i znowu, i znowu i znowu...

Szaleństwo powoli, ale nieodwracalnie ogarniało wszystkich.

Nie było istoty, która nie oczekiwałaby, że coś się stanie. Jakieś wydarzenie tak wstrząśnie wszystkimi, że nadejdą zmiany.

I to przyjdzie nagle.

I nareszcie spadnie deszcz.

*

Miałem Sen.

Znalazłem schody nieoświetlone w nocy, przywiązane do jej włosów.

Wokół zapach perfum.

Potknąłem się o żyletkę, a na niej ślad szminki. Schowałem do kieszeni ten wątpliwy amulet. Przed moimi oczami tańczące Bachantki ruchem opowiadają baśnie o wyuzdaniu. Widziałem serca sprzedane przez demoniczny sex.

Na podłodze parafinowe świece mrugały do mnie żółto-pomarańczowymi płomykami.

Kochałem i dotykałem w tym śnie, ale tylko myślą. Nic nie działo się naprawdę.

W dali widziałem niebieski ekran, rzucający sine światło na pustą przestrzeń ciemnego pokoju.

*

Kiedy wczoraj wyszedłem na ulicę, zobaczyłem korowód dziwnych postaci. Zastanawiałem się, czy aby chcą wywołać deszcz. Czułem, że dłużej już nie wytrzymam. Czułem, jak tracę zdrowe zmysły. Jeszcze miałem świadomość siebie. Ale jak długo, jak długo?

Niedaleki już byłem dnia, w którym przekroczę swoje granice normalności. Teraz nie pamiętam nawet, po co przyjechałem do tego Miasta.

Kroczyłem ulicami, zastanawiając się jak blisko jesteśmy rozwiązania zagadki upału. Tej fatalnej fali gorąca, zalewającej ziemię.

Doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy na drodze do sedna. Jesteśmy na razie zaledwie na drodze do tej drogi.

Pamiętam – byłem tu dawno temu. To z tego miejsca kiedyś odeszliśmy. A więc jednak poruszamy się ciągle wkoło.

Na mojej drodze zastrzelony szaleniec. A on nie jest jedyny. Już nawet się nie zatrzymuję. Idę dalej. Ocieram pot z twarzy. Chyba trochę kręci mi się w głowie i ciąży mi martwe serce.

Być może to wino, które dzisiaj wypiłem przed wyjściem z domu.

Widziałem wszędzie czerwień oceanu.

Lecz tak naprawdę ocean był błękitny. Różne rzeczy często mi się mylą. Coś, co jest dla mnie szronem – wcale szronem nie jest. Okazuje się tylko skroploną parą wodną.

Coś, co jest dla mnie słowem, jest w rzeczywistości tylko imaginacją chorego umysłu.

Zarzucam sieci na słowa i wydarzenia. Więzić je w klatkach o pamięci prętach to moje zajęcie – rzemiosło piętnem wyciśnięte na mojej egzystencji w świecie, w którym liczy się czas.

Widziałem oceany krwi.

Kobiety w czerwonych sukniach, powłóczystych szatach, welonach ciągnących się po ziemi. Karminowe węże sunące za każdym ich krokiem, bezbłędnie – zawsze po śladach drobnych stóp.

Fałszem przesycone, wplątane w czarne włosy, jad cierpienia wypływa im z oczu. Czasami. Nie chcą żyć, ale nie mogą umrzeć.

W wiecznym bólu rąk zanurzam dłonie w rozsypanych na ramiona falach. Dotykami zauważam świat aksamitu i jedwabiu. Wdycham zapach wiatru, łąki i wody. Smakuję ustami deszcz cierpienia spływający z twarzy, czuję ból na języku, ale...

tak się kocha łzami.

I wszystko wokół taką subtelnością przetykane, wszystko takim pięknem nierealnym.

... Nierealnym

.

Upadają Wieże Babilonu.

*

Kocham świat zaklęty w światłach tęczy. W szafirowych, turkusowych, czerwonych, słonecznych błyskach. Otaczają mnie istnieniem nie z tego świata. Coś dzieli mnie od rzeczywistej szarości i złudzeń.

Przez moment.

Dotykam...

Cieniem, tylko cieniem moich rąk barwnych plam na przestrzeni mojego pokoju.

Setki miraży w mojej głowie.

I wiem – ta gra nie może trwać wiecznie – to wszystko, co mam do powiedzenia.

A rzeczy, którymi się otaczamy, rzeczy, które trzymają nas w paszczy szaleństwa...

Rzeczy muszą się zmienić.

epilog

*

Odwiedziłem rzeźnię w najpiękniejszym Mieście świata.

Całą ohydę padliny oglądam. Krew kapiącą do kryształowych miseczek, ustawionych szeregiem pod wielkimi płatami martwego mięsa. Cisza, i tylko dźwięk opadających kropel. Głuche ściany bronią dostępu do zewnętrznego świata.

Zanurzam dłoń w miękkim, śliskim fragmencie życia. Czuję, jak wsysa moje palce w siebie. Ale nawet wtedy, gdy robi mi się niedobrze, nie wyciągam dłoni z tej galarety opętanej śmiercią.

Upadam na kolana na kafelkowej posadzce, błyszczącej zatrutą czystością. Sterylny internat dla martwego życia ciepłej śmierci.

Metaliczny zapach czerwieni wdziera mi się w nozdrza, kiedy policzkiem dotykam zimnej podłogi tuż przy szklanej miseczce.

Z tej pozycji dwa razy głośniej słyszę obrzydliwe kapanie.

Wszędzie czuję krew.

Każdym zmysłem – dotykiem, smakiem, węchem, wzrokiem, słuchem.

Obdzieram się z bolącej skóry myślą. Zbielałą czaszkę ciskam na podłogę.

Ja – żyjący ochłap człowieka, rzucam w kąt wszelkie przejawy życia i zawisam na jednym z haków wśród krwistej bezbolesności – moje miejsce w świecie martwej ciszy.

Tu nie dosięgnie mnie cała zewnętrzność tętniącego życiem świata.

Koniec.

Czasami widzę twarz dziewczyny.

Za szybą w strugach deszczu. Straszy mnie swoją przeszłością.

Już jej nie ma.

Pamiętam tą twarz o martwych oczach. Czasami.

Można odejść z podniesioną głową.

środa, 29 sierpnia 2007

SENTIMENT...

Zwątpienie


Obojętność



Szczęście



Przerażenie



Niepewność



Zdjęcia z : www.onephoto.pl

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

TIME...

Po drugiej stronie czasu...

niedziela, 26 sierpnia 2007

DRACULA



"Bram Stoker's Dracula" (AD 1992), bo tak brzmi pełna nazwa filmu Francisa Forda Coppoli, jest którąś z licznych wariacji na temat najsłynniejszego wampira w historii filmu. Tym razem jednak zdecydowanie najbardziej udaną co najmniej od czasu "Nosferatu Wampira" Wernera Herzoga. Pojawiające się w tytule odwołanie do powieści Stokera nie jest tu jednak do końca uprawnione. Wykorzystano tu bowiem zaledwie kilka głównych motywów powieści uznawanej za jedyne bodajże godne uwagi dzieło tego autora. Pozostałe wątki pozostają zręcznie splecionym konglomeratem pomysłów autorów opartej na motywach powieści Stokera sztuki Balderstone'a i Deana z początku XX wieku, scenarzystów Jima V. Harta i Johna Patricka Veitcha oraz co zdolniejszych adaptatorów wcześniejszych wersji kinowych. W oparciu o tak skonstruowaną osnowę fabularną, Coppola wyreżyserował porywającą historię transylwańskiego szlachcica (Gary Oldman), który za sprzeciw wobec Boga zostaje ukarany wiecznym życiem pod postacią głodnego krwi demona - wampira zamieszkującego samotnie zamek w Karpatach. Myliłby się jednak kto by sądził, że to zwykła opowieść o mściwym krwiopijcy. Vlad z klanu Draculea staje się potworem nie z żądzy krwi, ale w akcie buntu przeciwko Bogu, który odbiera mu ukochaną osobę. Samotność czyni z niego zgorzkniałego starca zamieszkującego dom "pełen złych wspomnień". Momentem przełomowym staje się dla niego obudzone wspomnienie żony, Elizabethy - inkarnacja ideału piękna i delikatności w postaci Wilhelminy (Miny) Murray - narzeczonej Jonathana Harkera - prawnika, którego zatrudnia w celu dopełnienia formalności zakupu londyńskiej posiadłości. Skrywana na mrocznym dnie duszy odrobina człowieczeństwa daje znać o sobie. W tym momencie zaczyna się akcja tego niezwykłego filmu, pełnego trudnej do opisania atmosfery wiktoriańskiego Londynu przełomu wieków i jednej z najpiękniejszych i najbardziej efektownych historii miłosnych w dziejach kinematografii. Za jakże znajomym sztafażem gotyckiego horroru Coppola ukrył sentymentalną, ale niepozbawioną goryczy opowieść o klasycznym trójkącie i miłości silniejszej niż śmierć.

Vlad jest bez wątpienia postacią tragiczną, której działania są uwarunkowane dwoma stronami jego osobowości: pierwszą - pełnego ogłady dżentelmena i drugą - krwiożerczego demona pełnego okrucieństwa i zabójczej determinacji. Pociąga to za sobą również dwupłaszczyznowy rozwój akcji. Dracula dąży do celu, którym jest ucieleśnione wspomnienie jego ukochanej żony. Ale książę nie musi zabijać, krew to rarytas - ambrozja bogów, potrzebuje jej by znowu być młodym, by żyć, by kochać i być kochanym. Harker - przyszły mąż Miny - Elizabethy staje się pierwszą przeszkodą na jego drodze, dlatego musi zostać uwięziony i oddany we władanie strzyg w zamczysku Vlada. Następnym krokiem i ofiarą jest Lucy Westenra - przyjaciółka, powierniczka, najbliższa po Jonathanie osoba Miny. Lucy reprezentuje jej alternatywną osobowość, ciemną stronę natury - rozpustną i niepohamowaną. Symboliczną dwoistość natury Miny podkreśla scena nocnego "koszmaru", w którym za Lucy ubraną w krwiście czerwoną szatę podąża Mina ubrana w śnieżną biel. Czerwień i biel, niewinność i lubieżność, awers i rewers tej samej monety. To nie przypadek, że demoniczne wcielenie księcia wybiera właśnie Lucy - słabą, lubieżną, podatną na negatywny wpływ. Żywi się jej strachem i krwią, przyciąga do siebie mroczną stronę natury narzeczonej Harkera. Będąc blisko Lucy zbliża się do Miny, co znajduje swoją kulminację w scenie tańca wśród świec. Vlad nie osiąga jednak swojego celu. Na Minę spływa otrzeźwienie w momencie, gdy z Transylwanii przychodzi list od Jonathana, któremu udaje się uciec z niewoli strzyg w zamku Draculi. Lucy, umęczona przez demona, znajduje się na krawędzi życia i śmierci - alternatywna strona osobowości Miny wciąż pozostaje w okowach ciała. Nie na długo.


Równolegle do wątku miłosnego opętania rozgrywa się równie ważny motyw polowania na demona, któremu przewodzi Abraham van Helsing - uczony i filozof o zaskakująco otwartym umyśle. On pierwszy dostrzega powiązanie Lucy i Miny bezbłędnie identyfikując przypadłość tej pierwszej. W czasie, gdy Mina w Transylwanii bierze ślub z Jonathanem dokonuje się ostateczne przeistoczenie Lucy, która umiera dla świata dnia, by odrodzić się dla nocy. Jedynie Van Helsing zdaje sobie sprawę z tego, że jedyną drogą ocalenia Miny jest ostateczne uśmiercenie zarówno Lucy, jak i Vlada. Traktuje on jednak pojedynek z Draculą jak rycerską potyczkę. Wie, że przeżyć może tylko jeden, ale jednocześnie jest pełen podziwu i szacunku dla przeciwnika. Na szali stawia swoje człowieczeństwo przeciw piekielnym mocom demonicznego księcia. Nie wie jednak, że los Miny wraz ze śmiercią Lucy zostaje przypieczętowany. W trakcie najważniejszej, wysmakowanej plastycznie i przesyconej erotyzmem sceny filmu następuje fizyczne zbliżenie księcia i Miny, która ostatecznie poddaje się jego woli.
Miłość w filmie Coppoli to główny powód wszystkich nieszczęść bohaterów: Vlad zaślepiony miłością i żalem przeciwstawia się Bogu. Dążąc do zdobycia Miny uwodzi i zabija Lucy. Miłość Miny do księcia z kolei sprowadza nieszczęście na nią, a z jej przyjaciół czyni krwiożerczych szaleńców opętanych żądzą odwetu. Niszczycielska miłość to kataklizm w mikroświecie osób i zdarzeń, to jeden z najniebezpieczniejszych i pochłaniających największą ilość ofiar żywiołów. Nic nowego? Owszem, ale Coppola pokazuje również, że jedynie prawdziwe uczucie może prowadzić do zgody ze światem, spokoju, .... odkupienia. I na tym poprzestańmy.

Niebagatelną rolę w stworzeniu klimatu filmu Coppoli odegrało doskonałe aktorstwo - Gary Oldman zarówno w roli średniowiecznego obrońcy wiary, czterystuletniego starca czy ekscentrycznego księcia powoduje, że widz nie może oderwać wzroku od ekranu. Jak do tej pory jest to z pewnością najlepsza z jego ról, niesłusznie pominięta przy przyznawaniu Oscarów 1992. Partnerująca mu w podwójnej roli Miny Harker i Elizabethy - Winona Ryder próbuje dotrzymać mu kroku odtwarzając postać niewinnej kobiety, która ma jakże ludzki problem z dokonaniem właściwego wyboru. Warto tutaj wspomnieć również o dwóch rolach drugoplanowych - Lucy Westenra zagranej przez debiutującą w tym czasie na dużym ekranie Sadie Frost, jak również Abrahama van Helsinga poprowadzonej brawurowo, ale z ironią i dystansem przez Anthony'ego Hopkinsa. Najsłabiej w tej doborowej stawce wypada Keanu Reeves, którego Jonathan pozostaje postacią najmniej wyrazistą. Nie można również zapomnieć o epizodycznej wprawdzie, ale nietuzinkowej roli Renfielda w koncertowym wykonaniu Toma Waitsa, znanego raczej ze swoich nomen omen muzycznych dokonań. Całość została dopełniona nie byle jakim polskim akcentem, bo partyturą Wojciecha Kilara, który skomponował do filmu doskonałą w każdym calu muzykę - bez wątpienia jedno z najlepszych dokonań muzyki filmowej w ogóle.

Żal, że zanim "Bram Stoker's Dracula" trafił do amerykańskich kin, został bezlitośnie pocięty przez producentów (pierwotna wersja nie przypadła do gustu amerykańskiej widowni). Około 20 minut filmu zostało na podłodze montażowni. Pozostaje mieć nadzieję, że F.F. Coppola wraz z wytwórnią Columbia Tri Star zdecydują się kiedyś na opublikowanie wersji reżyserskiej. Czego sobie i wam życzę...


Bram Stoker's
DRACULA

Rok produkcji: 1992, USA
Czas trwania: 128 minut
Reżyseria: Francis Ford Coppola
Scenariusz: James V. Hart
Na podstawie powieści Brama Stokera
Muzyka: Wojciech Kilar
Zdjęcia: Thomas E. Sanders
Dekoracje: Garrett Lewis
Kostiumy: Eiko Ishioka
Scenografia: Andrew Precht

Wystąpili:

Gary Oldman (jako Dracula)
Keanu Reeves (jako Jonathan Harker)
Winona Ryder (jako Mina Murray / Elisabeta)
Anhtony Hopkins (jako prof. Van Helsing)
Richard E. Grant (jako dr Jack Seward)
Cary Elwes (jako lord Arthur Holmwood)
Bill Campbell (jako Quincey P. Morris)
Sadie Frost (jako Lucy Westenra)
Tom Waits (jako R.M. Renfield)
Monica Bellucci (jako narzeczona Draculi)






Annie Lenox
"Love Song For A Vampire"

Pinhole Photography


Introduction

Pinhole photography is lensless photography. A tiny hole replaces the lens. Light passes through the hole; an image is formed in the camera.

Pinhole cameras are small or large, improvised or designed with great care. Cameras have been made of sea shells, many have been made of oatmeal boxes, coke cans or cookie containers, at least one has been made of a discarded refrigerator. Cameras have been cast in plaster like a face mask, constructed from beautiful hardwoods, built of metal with bellows and a range of multiple pinholes. Station wagons have been used as pinhole cameras – and rooms in large buildings. Basically a pinhole camera is a box, with a tiny hole at one end and film or photographic paper at the other.

Pinhole cameras are used for fun, for art and for science.

Designing and building the cameras are great fun. Making images with cameras you have made yourself is a great pleasure, too. But in serious photography the pinhole camera is just an imaging device with its advantages and limitations, special characteristics and potentials. By making the best of the camera's potential great images can be produced. Some of the images could not have been produced with a lens.

Characteristics

Pinhole images are softer – less sharp – than pictures made with a lens. The images have nearly infinite depth of field. Wide angle images remain absolutely rectilinear. On the other hand, pinhole images suffer from greater chromatic aberration than pictures made with a simple lens, and they tolerate little enlargement.

Exposures are long, ranging from half a second to several hours. Images are exposed on film or paper – negative or positive; black and white, or color.

Pinhole optics, by the way, are not only used in photography. There is one animal in nature which uses a pinhole for seeing – the mollusk Nautilus. Each eye has an accommodating aperture – the aperture can enlarge or shrink. In this drawing, originally taken from a book published by Arthur Willey in 1900, the eye is the oval opening to the upper right.

History

Early Observations and Experiments

The basic optical principles of the pinhole are commented on in Chinese texts from the fifth century BC. Chinese writers had discovered by experiments that light travels in straight lines. The philosopher Mo Ti (later Mo Tsu) was the first – to our knowledge – to record the formation of an inverted image with a pinhole or screen. Mo Ti was aware that objects reflect light in all directions, and that rays from the top of an object, when passing through a hole, will produce the lower part of an image (Hammond 1981:1). According to Hammond, there is no further reference to the camera obscura in Chinese texts until the ninth century AD, when Tuan Chheng Shih refers to an image in a pagoda. Shen Kua later corrected his explanation of the image. Yu Chao-Lung in the tenth century used model pagodas to make pinhole images on a screen. However, no geometric theory on image formation resulted from these experiments and observations (Hammond 1981:2).

In the western hemisphere Aristotle (fourth century BC) comments on pinhole image formation in his work Problems. In Book XV, 6, he asks: "Why is it that when the sun passes through quadri-laterals, as for instance in wickerwork, it does not produce a figure rectangular in shape but circular? [...]" In Book XV, 11, he asks further: "Why is it that an eclipse of the sun, if one looks at it through a sieve or through leaves, such as a plane-tree or other broadleaved tree, or if one joins the fingers of one hand over the fingers of the other, the rays are crescent-shaped where they reach the earth? Is it for the same reason as that when light shines through a rectangular peep-hole, it appears circular in the form of a cone? [...]" (Aristotle 1936:333,341). Aristotle found no satisfactory explanation to his observation; the problem remained unresolved until the 16th century (Hammond 1981:5).

The Arabian physicist and mathematician Ibn al-Haytham, also known as Alhazen, experimented with image formation in the tenth century AD. He arranged three candles in a row and put a screen with a small hole between the candles and the wall. He noted that images were formed only by means of small holes and that the candle to the right made an image to the left on the wall. From his observations he deduced the linearity of light. (Hammond 1981:5).

In the following centuries the pinhole technique was used by optical scientists in various experiments to study sunlight projected from a small aperture.

The Renaissance and Post-Renaissance

In the Renaissance and later centuries the pinhole was mainly used for scientific purposes in astronomy and, fitted with a lens, as a drawing aid for artists and amateur painters.

Leonardo da Vinci (1452–1519) describes pinhole image formation in his Codex Atlanticus (Vinci, Leonardo, Ambrosian Library, Milan, Italy, Recto A of Folio 337), and Manuscript D (Manuscript D, Vinci, Leonardo, Institut de France, Paris, Folio 8). These descriptions, however, would remain unknown until Venturi deciphered and published them in 1797. The following translation from the Codex Atlanticus, in German, is by Eder (1905:27): "Wenn die Fassade eines Gebäudes, oder ein Platz, oder eine Landschaft von der Sonne beleuchtet wird and man bringt auf der gegenüberliegenden Seite in der Wand einer nicht von der Sonne gotroffenen Wohnung ein kleines Löchlein an, so werden alle erleuchteten Gegenstände ihr Bild durch diese Öffnung senden und werden umgekehrt erscheinen". [1]

In 1475 the Renaissance mathematician and astronomer Paolo Toscanelli placed a bronze ring with an aperture in a window in the Cathedral of Florence, still in use today. On sunny days a solar image is projected through the hole onto the cathedral's floor. At noon, the solar image bisects a "noon-mark" on the floor. The image and noon-mark were used for telling time (Renner 1995:6).

In 1580 papal astronomers used a pinhole and a similar noon-mark in the Vatican Observatory in Rome to prove to Pope Gregory XIII that the spring equinox fell incorrectly on 11 March rather than on 21 March. Two years later, after careful consideration, Pope Gregory XIII corrected the Julian calendar by 10 days, thus creating the Gregorian calendar (Renner 1995:7).

Giovanni Battista della Porta (1538–1615), a scientist from Naples, was long regarded as the inventor of the camera obscura because of his description of the pinhole (lensless) camera obscura in the first edition of his Magia naturalis (1558). His description has received much publicity, as did his camera obscura shows, but he was by no means the inventor.

The first published picture of a pinhole camera obscura is apparently a drawing in Gemma Frisius' De Radio Astronomica et Geometrica (1545). Gemma Frisius, an astronomer, had used the pinhole in his darkened room to study the solar eclipse of 1544. The very term camera obscura ("dark room") was coined by Johannes Kepler (1571–1630). At his time, the term had come to mean a room, tent or box with a lens aperture used by artists to draw a landscape. The lens made the image brighter and focused at a certain distance. Thus this type of camera differed from the pinhole camera obscura used by Frisius in 1544. In the 1620s Johannes Kepler invented a portable camera obscura. Camera obscuras as drawing aids were soon found in many shapes and sizes. They were used by both artists and amateur painters.

During the 19th century several large scale camera obscuras were built as places of education and entertainment. The meniscus lens, superior to the bi-convex lens, improved the quality of the the projected images. Several buildings or towers with camera obscuras remain today: The Camera Obscura at Royal Mile, Edinburgh; the Great Union Camera at Douglas, Isle of Man; the Clifton Observatory at Bristol, England; the camera obscura at Portmeirion, North Wales; the Giant Camera at Cliff House, San Francisco; the camera obscura at Santa Monica, California, the camera on the Mount Oybin in Germany, and others. A few large scale camera obscuras have been built in the 20th century.

The First Pinhole Photographs

Sir David Brewster, a Scottish scientist, was one of the first to make pinhole photographs, in the 1850s. He also coined the very word "pinhole", or "pin-hole" with a hyphen, which he used in his book The Stereoscope, published in 1856. Joseph Petzval used the term "natural camera" in 1859, whereas Dehors and Deslandres, in the late 1880s, proposed the term "stenopaic photography". In French today "sténopé" is used for the English "pinhole". In Italian a pinhole camera is called "una fotocamera con foro stenopeico". In German "Lochkamera" and "Camera obscura" are used. The Scandinavian languages tend to use the English "pinhole" as a model – "hullkamera"/"holkamera"/"hålkamera", though "camera obscura" is also found, and is the term preferred by myself in Norwegian.

Sir William Crookes, John Spiller and William de Wiveleslie Abney, all in England, were other early photographers to try the pinhole technique. The oldest extant pinhole photographs were probably made by the English archeologist Flinders Petrie (1853–1942) during his excavations in Egypt in the 1880s. Two of his photographs are reproduced in Renner (1995:39,40). It should be noted that Petrie's camera had a simple lens in front of the pinhole.

Pictorialism and Popular Pinhole Photography

By the late 1880s the Impressionist movement in painting exherted a certain influence on photography. Different schools or tendencies developed in photography. The "old school" believed in sharp focus and good lenses; the "new school", the "pictorialists", tried to achieve the atmospheric qualities of paintings. Some of the pictorialists experimented with pinhole photography. In 1890, George Davison's pinhole photograph An Old Farmstead (later called The Onion Field) won the first award at the Annual Exhibition of the Photographic Society of London. The award was controversial and led to a schism in the Photographic Society of London (soon to become the Royal Photographic Society) which resulted in the formation of the well-known pictorialist group, the "Linked Ring". George Davison's picture is reproduced in Renner (1995:42), and in some histories of photography, e.g. Michael Langford's The Story of Photography (Oxford: Focal Press 1992. p. 106), The Magic Image. The Genius of Photography, edited by Cecil Beaton and Gail Buckland (London: Pavilion Books Ltd. 1989. p. 79), and Naomi Rosenblum's A World History of Photography (New York: Abbeville Press, p. 310).

In 1892 the Swedish dramatist August Strindberg started experimenting with pinhole photography. About one hundred of Strindberg's photographs are preserved, of these three or four are pinhole images.

Pinhole photography became popular in the 1890s. Commercial pinhole cameras were sold in Europe, the United States and in Japan. 4000 pinhole cameras ("Photomnibuses") were sold in London alone in 1892. The cameras seem to have had the same status as disposable cameras today – none of the "Photomnibuses" have been preserved for posterity in camera collections. Some years earlier, an American company had actually invented a disposable pinhole camera, the "Ready Photographer", consisting of a dry glass plate, a pinhole in tinfoil and a folding bellows. Another American company sold "the Glen Pinhole Camera", which included six dry plates, chemicals, trays, a print frame and ruby paper for a safelight. The very first commercial pinhole camera was designed by Dehors and Deslandres in France in 1887. Their camera had a rotating disc with six pinholes, three pairs of similar sizes. Pictures of these cameras are found in Renner (1995:43).

Mass production of cameras and "new realism" in the 20th century soon left little space for pinhole photography. By the 1930s the technique was hardly remembered, or only used in teaching. Frederick Brehm, at what was later to become the Rochester Institute of Technology, was possibly the first college professor to stress the educational value of the pinhole technique. He also designed the Kodak Pinhole Camera around 1940.

The Revival of Pinhole Photography

In the mid-1960s several artists, unaware of each other, began experimenting with the pinhole technique – Paolo Gioli in Italy, Gottfried Jäger in Germany, David Lebe, Franco Salmoiraghi, Wiley Sanderson and Eric Renner in the USA. Coincidentally, many of these artists were working with multiple pinholes. Wiley Sanderson was a professor of photography at the University of Georgia and taught pinhole photography from 1953 to 1988. During that period his students built 4356 pinhole cameras (Renner 1995:53).

Two scientists were also working with pinhole photography, Kenneth A. Connors in the USA and Maurice Pirenne in Great Britain. Connors did research on pinhole definition and resolution. His findings were printed in his self-published periodical Interest. Pirenne used the pinhole to study perspective in his book Optics, Paiting and Photography (1970).

In 1971 The Time-Life Books published The Art of Photography in the well-known Life Library of Photography and included one of Eric Renner's panoramic pinhole images. The June 1975 issue of Popular Photography published the article "Pinholes for the People", based on Phil Simkin's month-long project with 15,000 hand-assembled and preloaded pinhole cameras in the Philadelphia Museum of Art. (People came into the museum, picked up a camera, made an exposure. The images, developed in a public darkroom in the museum, were continually displayed in the museum.)

In the 1970s pinhole photography gained increasing popularity. Multiple pinholes became rare. Many pinhole photographers experimented with alternative processes. A number of articles and some books were published, among them Jim Shull's The Hole Thing: A Manual of Pinhole Photography. Stan Page of Utah, a leading historian of pinhole photography, collected 450 articles on pinhole photography published after 1850. In the USA, however, critics tended to ignore pinhole photography in art, whereas Paolo Gioli and Dominique Stroobant received more attention in Europe. In Japan Nobuo Yamanaki started making pinhole camera obscuras in the early 1970s. Although pinhole photography gained popularity, few of the artists were aware of the others' images. A diversity of approaches and cameras developed.

In 1985 Lauren Smith published The Visionary Pinhole, the first broad documentation of the diversity of pinhole photography. The first national exhibition of pinhole photography in the USA was organised by Willie Anne Wright, at the The Institute of Contemporary Art of the Virginia Museum in 1982. In 1988 the first international exhibition, "Through a Pinhole Darkly", was organised by the Fine Arts Museum of Long Island. Cameras and images from forty-five artists were exhibited. A second international exhibition was organised in Spain the same year, at The Museum of Contemporary Art of Seville, comprising the work of nine photographers. A third international exhibition followed at the Center for Contemporary Arts of Santa Fe in New Mexico, also in 1988. According to Renner (1995:94), James Hugunin's essay "Notes Toward a Stenopaesthetic", in the catalogue of the Santa Fe exhibition, represents the most thorough analysis of pinhole photography in the 1980s. Eric Renner's book Pinhole Photography – Rediscovering a Historic Technique, published in 1995 (second edition 1999), mentions a large number of pinhole artists active in the 1980s and has samples of their work. References to some contemporary German pinhole artists who are not included in Renner's book, are found in the list of literature below.

According to Renner (1995:90) at least six commercial pinhole cameras were manufactured in the 1980s. In December 2003 there were at least 48 cameras on the market, from 18 manufacturers in the US, Europe, Australia and Asia.

The Pinhole Resource, an international information center and archive for pinhole photography, was founded by Eric Renner in 1984. The first issue of the Pinhole Journal appeared in December 1975. The archives contain more than 3000 images. The journal has published work by over 200 pinhole artists from a number of countries.

With the advent of the World Wide Web pinhole photography went online. One of the first artists to publish his work on the Internet was Harlan Wallach. By January 1995 Richard Vallon of Louisiana had established the Pinhole Resource on the net. Today a search on the net will return a large number of URLs. In April 1997 the Pinhole Visions web site was launched to support pinhole photography as both an art form and a learning activity. It is now probably the most important pinhole web site, with news and events sections, gallery, links to resources, directory of pinhole photographers, web based discussion forums and a discussion list.

The first Worldwide Pinhole Photography Day (WPPD) was held on 29 April 2001. 291 participants from 24 countries contributed images. On the second WPPD in April 2002 903 images from as many different pinhole photographers from 35 countries were uploaded to the online gallery. On the third WPPD in 2003 the corresponding figures were 1082 images from 43 countries.

THE CURE

The Cure - Pictures Of You



"Pictures of you"

i've been looking so long at these pictures of
you that i almost beleive that they're real i've
been living so long with my pictures of you that
i almost believe that the pictures are all i can
feel

remembering you standing quiet in the rain as
i ran to your heart to be near and we kissed as
the sky fell in holding you close how i always
held close in your fear remembering you
running soft through the night you were bigger
and brigther than the snow and
screamed at the make-beleive screamed at the
sky and you finally found all your courage to
let it all go

remembering you fallen into my arms crying
for the death of your heart you were stone
white so delicate lost in the cold you were
always so lost in the dark remembering you
how you used to be slow drowned you were
angels so much more than everything oh hold
for the last time then slip away quietly open
my eyes but i never see anything

if only i had thought of the right words i could
have hold on to your heart if only i'd thought of
the right words i wouldn't be breaking apart all
my pictures of you

looking so long at these pictures of you but i
never hold on to your heart looking so long for
the words to be true but always just breaking
apart my pictures of you

there was nothing in the world that i ever
wanted more than to feel you deep in my heart
there was nothing in the world that i ever
wanted more than to never feel the breaking
apart all my pictures of you

Love Song


"Love Song"
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am home again
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am whole again

Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am young again
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am fun again

However far away
I will always love you
However long I stay
I will always love you
Whatever words I say
I will always love you
I will always love you

Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am free again
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am clean again

However far away
I will always love you
However long I stay
I will always love you
Whatever words I say
I will always love you
I will always love you


Desintegration


"Desintegration"
Oh I miss the kiss of treachery
The shameless kiss of vanity
The soft and the black and the velvety
Up tight against the side of me
And mouth and eyes and heart all bleed
And run in thickening streams of greed
As bit by bit it startst he need
To just let go
My party piece

Oh I miss the kiss of treachery
The aching kiss before I feed
The stench of a love for a younger meat
And the sound that it makes
When it cuts in deep
The holding up on bended knees
The addiction of duplicities
As bit by bit it starts the need
To just let go
My party piece

But I never said I would stay to the end
So I leave you with babies and hoping for frequency
Screaming like this in the hope of the secrecy
Screaming me over and over and over
I leave you with photographs
Pictures of trickery
Stains on the carpet and
Stains on the scenery
Songs about happiness murmured in dreams
When we both us knew
How the ending would be...

So it's all come back round to breaking apart again
Breaking apart like I'm made up of glass again
Making it up behind my back again
Holding my breath for the fear of sleep again
Holding it up behind my head again
Cut in deep to the heart of the bone again
Round and round and round
And it's coming apart again
Over and over and over

Now that I know that I'm breaking to pieces
I'll pull out my heart
And I'll feed it to anyone
Crying for sympathy
Crocodiles cry for the love of the crowd
And the three cheers from everyone
Dropping through sky
Through the glass of the roof
Through the roof of your mouth
Through the mouth of your eye
Through the eye of the needle
It's easier for me to get closer to heaven
Than ever feel whole again

I never said I would stay to the end
I knew I would leave you with babies and everything
Screaming like this in the hole of sincerity
Screaming me over and over and over
I leave you with photographs
Pictures of trickery
Stains on the carpet and
Stains on the memory
Songs about happiness murmured in dreams
When we both of us knew
How the end always is

How the end always is...


The hanging garden


"The Hanging Garden"
Creatures kissing in the rain
Shapeless in the dark again
In the hanging garden
Please don't speak
In the hanging garden
No one sleeps

Catching haloes on the moon
Gives my hands the shapes of angels
In the heat of the night
The animals scream
In the heat of the night
Walking into a dream...

Fall fall fall fall
Into the walls
Jump jump out of time
Fall fall fall fall
Out of the sky
Cover my face as the animals cry
In the hanging garden

Creatures kissing in the rain
Shapeless in the dark again
In a hanging garden
Change the past
In a hanging garden
Wearing furs and masks...

Fall fall fall fall
Into the walls
Jump jump out of time
Fall fall fall fall
Out of the sky
Cover my face as the animals die
In the hanging garden

In the hanging garden

One Hundred Years


Siamese Twins


"Siemese Twins"
I chose an eternity of this
Like falling angels
The world disappeared
Laughing into the fire
Is it always like this?
Flesh and blood and the first kiss
The first colours
The first kiss

We writhed under a red light
Voodoo smile
Siamese twins
A girl at the window looks at me for an hour
Then everything falls apart
Broken inside me
It falls apart

The walls and the ceiling move in time
Push a blade into my hands
Slowly up the stairs
And into the room
Is it always like this?

Dancing in my pocket
Worms eat my skin
She glows and grows
With arms outstretched
Her legs around me...

In the morning I cried

Leave me to die
You won't remember my voice
I walked away and grew old
You never talk
We never smile
I scream
You're nothing
I don't need you any more
You're nothing

It fades and spins
Fades and spins...

Sing out loud
We all die!!!
Laughing into the fire...

Is it always like this?


Maybe Someday


No i won't do it again
I don't want to pretend
If it can't be like before
I've got to let it end
I don't want what I want
I've had a change of head
But maybe someday
Yeah maybe someday

I've got to let it go
And leave it gone
Just walk away
Stop it going on
Get too scared to jump
If i wait too long
But maybe someday
Yeah i'll see you smile
As you call my name
Start to feel
And it feels the same
And i know that maybe someday is come
Maybe someday is come again...
So tell me someday's come
Tell me someday's come again

No i won't do it some more
It doesn't make any sense
If it can't be like it was
I've got to let it rest
I don't want what i did
I had a change of taste
But maybe someday
Yeah i'll see you smile
As you call my name
Start to feel
And it feels the same
And i know that maybe someday is come
Maybe someday is coming

If i could do it again
Maybe just once more
Think i could make it work
Like i did before
If i could try it out
If i could just be sure
Then maybe someday is the last time
Yeah maybe someday is the end
Or maybe someday is when it all stops
Or maybe someday always comes again