Diary Of Dreams - Traumtänzer Live 2003
Traumtänzer
Die zeit steht still in diesem raum
Doch merken's andere menschen kaum
Es steht die luft hier in der schwebe
Als ob der wind-h-auch nicht mehr lebe
Die stille schmerzt in meinen ohren
Ich wunscht ich hatt dich nicht verloren
Wahrend traume sich erinnern
An die zeit vor unserer zeit
Vergibt du alle sorge
Was dir ein wenig kraft verleiht
Du enthalst dich vieler dinge
Erklarst dich klug als philosoph
Du entehrst so viele dinge
Bist dir horig wie ein zof!
Wirst du mich nie verstehen?
Wirst du denn nie verstehen?
Hast du noch nie gesehen...
Wie meine augen glitzern?
Keiner mag dir mehr vertrauen
Schenkt kein wort dir edler gunst
Siehst deinen schatten schon verschwinden
Dort am horizont im dunst
...Denn es ist zeit, fur eine neue melodie,
Fur eine neue phantasie, fur eine neue harmonie
Ich stehe auf und geh nun fort
An einen fremden, fernen ort
Gesichter reden auf mich ein
So werd ich nie zu hause sein
Wirst du mich nie verstehen?
Wirst du denn nie verstehen?
Hast du noch nie gesehen...
Wie meine augen glitzern?
The Curse (live) by Diary of Dreams
Diary of Dreams - The Curse
The Curse
Plastic needles in my skin
Don't ask me what they're for
no clue, except for pain and shock
You tied me to the bed to mock
my eyelids kept wide open
so I can see all that you do
All this liquid in my eyes
come inside my world, friend, if you dare... the curse
It's cold, I shiver while I sweat
room without a glimpse of sunlight
my head is shaved, my body bruised
Can't feel my fingers, everything is numb... the curse
Your reality is twisted
It seems you just don't notice
that all you do to me
can never touch me mentally,
but you can do all this to me
It's not like it would matter
Much worse than, so much worse than that
I can't get you out of my head
Where is that strong human will now?
guess there are things you can't escape from...
I don't know, but something isn't right here...
I guess what you expect from me is fear... the curse
I stare....but there is nothing I can see
God knows, with only one hand I could...
your giggles reach me from next door
I wonder what is this all for? ... the curse
Diary of Dreams - Panik Live
Panic
Radical impulse
invading present thinking.
Dead end dreams
sore throat from all these lies.
Liberty, dignity
one nasty ego.
We thought we had a choice
panik manifesto.
Angel, how much longer...
Angel, how much further...
...until your sweet cocoon?
I scribble on the ceiling,
on the walls and on the floor.
I shiver in the corner,
cause I forgot to lock the door.
Deleted memories of false identities,
unfortunately I
did never say good-bye.
The Valley
The Valley
Deep down in this river
I’m sure I’d be free.
I know I would shiver
and surely could not see a thing.
But maybe all that matters not
I might even remember what I forgot.
The reason of it and of it all.
The rise and, yes for sure, also the fall.
Let go of me, my friend.
You do not understand.
The pain I’m going through
is only because of you...
So dark is my light...
My demons were so right
to leave me here...
So painful my fight
as every night when I lay down to sleep.
I listen to my heart,
expecting it to stop its beating.
But every morning sun
wakes up the sadness in me once again.
You see now how it ends,
I lay it in your hands.
Take care of it my friend,
in case you understand…
Interview with Adrian Hates
Adrian Hates – człowiek zagadka, jedna z bardziej tajemniczych postaci muzycznej sceny dark independent, w pewnym sensie można wręcz zaryzykować określenie go postacią kultową, którą z pewnością stał się przynajmniej wśród żeńskiej części społeczności gotyckiej;) Z drugiej strony facet, który z niesamowitą pasją opowiada o swojej pracy i twórczości, otwarty na świat, ludzi i odmienne kultury. Przy tym, co zaskakujące, mimo wszystko gość z poczuciem humoru, ale i potrafiący mocno i zdecydowanie odpierać ataki i zarzuty tych, którzy krytykują Diary of Dreams – zespół, który już wkrótce, ku uciesze wielu fanów ponownie pojawi się w Polsce, by dać, miejmy nadzieję, równie udany jak poprzednie, koncert. Oto co miał mi do powiedzenia Adrian podczas długiej, prawie półtoragodzinnej rozmowy.
1.Chciałabym zapytać Cię o kilka kwestii dotyczących sesji zdjęciowej do „Nekrolog 43”. Po pierwsze: co to za niesamowite miejsce, w którym się odbyła?
Adrian: Właściwie to mieliśmy sześć sesji zdjęciowych do tego albumu, ale rozumiem, że pytasz o tą, która zrobiona została do wkładki z płyty…Ok, to miejsce to stary szpital dla nerwowo chorych, w którym ludzie byli leczeni przestarzałymi metodami, jeśli wiesz o co mam na myśli. To było bardziej więzienie niż szpital, chorzy byli tam torturowani…To prawie osada, miejsce, na które składa się jakieś dwanaście budynków otoczonych murami, poza które nie mieli szans się wydostać. Te budynki są naprawdę stare i od dawien dawna szpital nie funkcjonuje. Nie ma tam już niczego, co mogłoby o tym wszystkim przypominać oprócz łazienkowego wyglądu, nie ma śladów tortur, pozostałości sprzętu medycznego, łóżek, zostały tylko puste pokoje. Chodzi o to, że miejsce jest dosyć przerażające, tapety odpadają ze ścian wielkimi płatami, jest strasznie brudno, atmosfera jest niesamowita, bo to stare niemieckie rzemiosło, pełno tu ogromnych, solidnych drzwi, przepięknych drewnianych schodów…Poruszając się tam zdajesz sobie sprawę jak bardzo to miejsce jest przytłaczające, szczególnie jeśli chodzi o poddasza, których jestem wielkim miłośnikiem… tak samo piwnice…Więc ja wiszę na takim poddaszu, a Guan’A zostaje otruty w piwnicy, w ekstremalnie małym pokoju, w którym sufit jest tak nisko, że ledwo można było tam stać. Zdjęcie zostało zrobione tak, że tego nie widać, ale naprawdę było tam strasznie ciasno. I właściwie to atmosfera tego miejsca, tak fascynująca i przytłaczająca, sprawiła, że pomyślałem: to jest idealna lokalizacja! W zasadzie to znalazła ja Annie, nasza fotograf, która jest w tym rewelacyjna, jest przy tym bardzo zdeterminowana, robi wiele w tym celu poza czasem pracy, wykonuje telefony, spotyka się z właścicielami takich budynków, aby uzyskać pozwolenie na robienie zdjęć. Jestem bowiem przeciwny organizowania sesji zdjęciowych nielegalnie, poświęcam na to zbyt wiele czasu i angażuję się tak mocno, że nonsensem byłoby czekać aż policja zapuka do drzwi. Tak więc Annie wszystkim świetnie się zajęła i odwaliła kawał dobrej roboty czyniąc przygotowania i w końcu robiąc zdjęcia razem z całą naszą wspaniałą ekipą. Cała sesja była bardzo ekstremalna, ponieważ faktycznie budziła w nas swego rodzaju zahamowania, jako, że musieliśmy biegać boso po całym budynku, w bardzo cienkich ubraniach, a było zimno…To znaczy na zewnątrz akurat panował środek lata, ale dom jest tak stary, a ściany tak solidne, że wieki zajęło zanim się nagrzały. No więc trochę zmarzliśmy.:)
2.Jeśli chodzi o wkładkę do płyty, co kierowało Tobą przy wyborze tak makabrycznego tematu historii w niej ukazanej? To jest też pytanie o sam front okładki. Pytam, bo kiedy kupowałam tą płytę, kobieta przy kasie była tak zniesmaczona, że z trudem na nią patrzyła…
Adrian: Bardzo często to słyszę.
3.…Jaki jest zatem związek pomiędzy tymi zdjęciami a zawartością płyty, czy jest tu jakieś ukryte znaczenie?
Adrian: Jest mnóstwo powiązań. Moglibyśmy mówić o tym w kontekście zdjęć czy tekstów przez kilka godzin. Zawsze jest jakaś warstwa znaczeniowa, nie ma jednak jednego znaczenia, zawsze dla każdego jednego słuchacza czy osoby, która patrzy na grafikę pozostaje miejsce na dowolność interpretacji. Nekrolog po pierwsze ma dla mnie znaczenie jako pośmiertne wspomnienie ludzi, którzy odeszli, a czasami dochodzę do momentu, w którym stwierdzam, że życie potrzebuje odnowy, nowego początku i zastanawiałem się jak to symbolicznie ująć. I to jedna perspektywa; powiedziałem sobie ok.: w pewnym sensie może to jest tak, ze nasza stara powłoka musi umrzeć, by odrodzić się na nowo w innym życiu , ale nie w znaczeniu religijnym, ani dosłownym, lecz filozoficznym znaczeniu nowego początku, procesu jego uwolnienia, kiedy patrzysz wstecz na swoje życie, zapisujesz wspomnienia tego co zrobiłeś, co zrobiłeś dobrze, a co źle. I myślę, że piękne fotografie zawsze pozostają tylko pięknymi fotografiami. I to wszystko. A zdjęcia, które pokazują brzydotę, grozę, mają tendencje do trafienia w Twoje serce szybciej, wywołując większą reakcją szokową. Na początku tego stulecia, panował w Niemczech pewien rodzaj ekspresji, słynna epoka literatury, która w poezji wyrażała piękno brzydoty. Dla mnie to bardzo znaczący termin, podłapałem to zaraz kiedy zacząłem studiować literaturę i to dokładnie było to, o czym sam myślałem: estetyczne piękno zawarte w ohydnych obrazach, wręcz przerażających. Wiesz, czasami musisz uwydatnić brzydotę, żeby piękne rzeczy stały się bardziej zauważalne, pokazać beznadzieję żeby stworzyć nadzieję. I czasami musisz znaleźć się w totalnym dołku, żeby dostrzec elementy dobra w Twoim życiu, piękno którego możesz się trzymać. Chodziło mi o to, żeby naprawdę dotrzeć do ludzi, bo czasami łatwiej jest uderzyć ich w twarz niż grzecznie zapytać: przepraszam, czy mogę prosić o uwagę? Grzeczność niekoniecznie musi Cię daleko zaprowadzić, kiedy chodzi o aspekty wizualne. Myślę, że poczynając od „Nigredo”, poprzez „Menschfeind” aż do teraz, w kontekście całej ich mitologii, cała ta historia potrzebowała apokalipsy, jakiegoś punktu maksimum, musiała osiągnąć końcowy etap dekadencji…I to chciałem właśnie osiągnąć, z tym dotrzeć do odbiorców.
4.W swojej twórczości zdajesz się gustować w symbolach i liczbach. Jak się zapewne domyślasz, chcę Cię zapytać o tytuł nowej płyty, jako że jest tak dziwny i zagadkowy, że może być interpretowany na wiele równie dziwnych sposobów. Jaka jest jednak ta właściwa interpretacja?
Adrian: Rzeczywiście używam liczb dość często. One są wielką zagadką… Matematyka… . jestem w niej beznadziejny, więc dla mnie liczby są tym większą tajemnicą.:) I w tej kwestii nie podam na pewno precyzyjnego znaczenia, bo jest ich bardzo wiele: pierwszy to czysta matematyka; możesz wymyślić liczbę jeśli znasz pewne znaczenie, pochodzenie słowa, możesz ją wykalkulować, co jest bardzo proste. Drugie znaczenie jest dla mnie bardzo wyjątkowe wziąwszy pod uwagę fakt, że wyszło zupełnie przypadkowo i nie było w tym żadnej mojej intencji, po prostu zbieg okoliczności. 43 to odwrotność mojego wieku, i co zabawne nie zauważyłem tego do momentu, kiedy jeden z fanów mi o tym powiedział. Na „Menschfeind” chłopiec z okładki miał 5 lat, co mnie kompletnie uderzyło, ponieważ cały koncept „Nigredo” był oparty na liczbie 23 i… 5. Więc to dosyć zabawne, że ten chłopiec miał właśnie pięć lat, a „Nekrolog” zawiera liczbę stanowiącą mój wiek. Za każdym razem to był przypadek. Oczywiście jest też historyczne i mityczne pochodzenie tej liczby, nigdy bym nie oparł tego tylko na moim wieku, czego z resztą nie zrobiłem. Ale myślę, że możliwe jest odgadnięcie co to oznacza, jednak nie chciałbym tego zdradzać, bo to bardzo przyjemne kiedy tylu ludzi próbuje rozgryźć moją układankę i nie chciałbym tego powstrzymywać. Wśród interpretacji, które przysyłają mi fani są te właściwe, ale i te bardzo oryginalne i zauważam, że oni świetnie się przy tym bawią, a ja w pewien sposób pobudzam ich wyobraźnię, to twórcze zbliżenie do literatury i to jest wspaniałe, oni naprawdę wiedzą o co w tym chodzi…Więc gdybym Ci powiedział co znaczy 43, to mogłoby się skończyć…
5.Spotkałam się z interpretacją dość przerażającą, jakoby liczba 43 w tytule miała być dniem Twoich urodzin będącym jednocześnie dniem Twojej śmierci….
Adrian: Podoba mi się ta interpretacja. Bo oczywiście śmierć łączy się z całym kontekstem mitologicznym i całą historią, którą napisaliśmy do płyty, a nasza śmierć, złamanie naszej woli walki i przetrwania jest ważnym elementem tej historii. Cała płyta jest swego rodzaju dziękczynieniem wobec osób, które walczą o przetrwanie i dostrzegają dobre i złe rzeczy. I to jest moim zdaniem dar i myślę, że powinniśmy się tego trzymać.
6.Z tego co powiedziałeś wcześniej wynika, że ten album jest kontynuacją tego, co zaczęło się wraz z płytą „Nigredo”, a potem „Menschfeind”. Czy masz jakieś pomysły co do tego, w jakim kierunku pójdziesz z Diary of Dreams w przyszłości?
Adrian: Oczywiście, w ten czy inny sposób, każdy album odnosił się do poprzedniego jako, że jest to pewien łańcuch wydarzeń oparty na moim osobistym życiowym rozwoju, moich umiejętności, czy wyobraźni... To proces, który stopniowo się rozwija. To oczywiste, że istnieją powiązania między każdymi kolejnymi albumami, czemu nie zaprzeczam i z czego jestem dumny, ale tak naprawdę przy każdym albumie zasadniczo nie dążę do tego. Pracując nad nową płytą idę więc do przodu i wiem jak do tego podejść. Teraz mam już pewne obrazy, poezje, trochę tekstów, nawet możliwy tytuł kolejnego albumu, jednak nie będzie to już tak kontekstowo i tekstowo mocno powiązane jak „Nigredo” i „Nekrolog43”. Dla mnie to już skończone. Chcę zacząć od nowa, postawić granicę. I w tym miejscu tkwi podstawowe sedno sprawy: to już było, odeszło, jest za nami….. I stanowi to o tytule kolejnego albumu.
7.Czy to prawda, że kiedy nagrywałeś „Nigredo”, już wtedy miałeś wizję kontynuacji tej płyty jako trylogii?
Adrian: Trylogię stanowią tak naprawdę: „Giftraum”, „Nigredo” i „Menschfeind”. I to, co zdecydowanie chodziło nam po głowie, mi i „Gaunie”, od momentu kiedy zdaliśmy sobie wyraźnie sprawę z posiadania tak wielkiej ilości materiału, to fakt, że część tego nie pasowała do płyty, tak jak np. „Menschfeind”. Z drugiej strony, byliśmy świadomi siły tego utworu i bardzo nam się podobał. Bardzo szybko udało nam się posortować i podzielić materiał i zauważyliśmy, że powiązane jest to nie tylko tekstowo, ale i muzycznie i tak szybko powstały „Giftraum”, „Nigredo” i osobna koncepcja „Menschfeind”, z jego nowym imege’m i wizualną stroną, od początku stworzony z zamysłem bycia totalnym przeciwieństwem do „Nigredo”. Potem zajęliśmy się albumem live i dvd, których strona graficzna jest bardzo prosta i nieskomplikowana. Zamysł jest więc taki, żeby nie przyzwyczajać oka do konkretnej formy sztuki, ale zawsze ją zmieniać, tak samo jest z muzyką, chodzi o nieustanny proces zmiany. I dane obrazy będą szokujące tylko wtedy jeśli między nimi będą znajdować się te zwyczajne. Pod pewnym względem nie można też bez przerwy zwiększać dawki szoku, bo to też nudne. Myślę, że szok jest naprawdę efektywny, jeśli obok niego stoi też piękno.
8.Czy to znaczy , że wraz z następną płytą zaprzestaniesz tej apoteozy brzydoty i w zamian zobaczymy coś naprawdę pięknego w dosłownym tego słowa znaczeniu? .
Adrian: Nie mogę Ci tego powiedzieć. To zależy od tego co będę robił w międzyczasie. Mam pewne pomysły na dodatkowe projekty. Nie wiem co prawda, czy znajdę na nie czas, ale bardzo bym chciał zrobić jeszcze coś innego. Mam pewne pomysły jeśli chodzi o wizualną stronę, które wierzę, że wykorzystam na nowej płycie. Nie wiem jednak jeszcze gdzie, czy to będzie okładka, czy wkładka do płyty, zdjęcia promocyjne do prasy czy jeszcze coś innego. Teraz kończę jeszcze prace związane z ostatnim albumem, nadal jest wiele do zrobienia w kwestii promocji, pisania o płycie, jest więc zbyt wcześnie by mówić o jakiś konkretach dotyczących kolejnej płyty, ponieważ jeszcze nie zdążyłem usiąść i zamknąć starego rozdziału, by otworzyć nowy. Zawsze jednak kiedy coś wpada mi do głowy, notuję to i na szczęście, im jestem starszy, tym moja wyobraźnia i fantazja staje się coraz bardziej ostrzejsza, nie wiem skąd to się bierze, ale na pewno nie boję się braku inspiracji, tego jest coraz więcej. I tak samo otacza mnie coraz więcej kreatywnych ludzi, którzy, co niesamowite, pełnią swojego talentu, wypełniają także mnie, kiedy mi jego zabraknie. I w ten sposób cała muzyczna przestrzeń wokół zespołu się powiększa i mam naprawdę szczęście mając tych ludzi przy sobie i jestem im za to bardzo wdzięczny. Niesamowici fotografowie, Lars i Annie, gość od masteringu, współproducent, facet od miksów, sam zespół i menadżer…Cała ta ekipa z upływem lat stała się bardzo utalentowaną grupą, za co jestem im ogromnie wdzięczny. To coś, co dzieje się albo przypadkiem, albo jest bardzo długim procesem. Mnie niestety dotyczy ta druga opcja, trzeba było wielu lat , żeby ich wszystkich zebrać. Ale długa droga nie oznacza złej drogi, przez ten czas wiele się nauczyłem. I teraz jestem z tymi ludźmi w trasie, siedzę z nimi w studio, cokolwiek i gdziekolwiek razem robimy, podoba mi się to i właśnie w ten sposób chcę spędzać swoje życie.
9.Wasi krytycy, czyli fani Diary of Dreams, którzy nie akceptują muzyki zespołu po wydaniu „One of 18 Angels” twierdzą, że tracicie swój melancholijny, gotycki, dark wave’owy styl na rzecz tego bardziej elektronicznego, który jest nie do przyjęcia dla tego typu konserwatywnych słuchaczy. Jaka jest Twoja odpowiedź na takie zarzuty?
Adrian: Bawi mnie to, bo to głupota, wybacz. Ostatecznie czegokolwiek nie zrobisz jest źle. Jeśli się rozwijasz, ewoluujesz, w Twoim życiu jest jakiś proces - jest źle. A jeśli ciągle robisz to samo i tak samo, to też jest źle. Cokolwiek więc robisz, znajdą się tacy, którym się to nie spodoba. I co powiedziałem sobie już na początku: nie obchodzi mnie co mówią inni dopóki ja sam cieszę się z tego co robię. I jeśli ludzie to doceniają to wspaniale. Ale jeśli tego nienawidzą, ja jestem przynajmniej uczciwy wobec samego siebie, bo nie byłoby nic gorszego niż robienie muzyki według oczekiwań publiczności, której, jeśli by się to jednak nie spodobało i ja sam bym tego nienawidził, to już byłaby podwójna głupota. Osobiście uważam takich ludzi nie tyle za nietolerancyjnych, co bardzo głupich, bo jeśli posłuchasz „One of 18 Angels”,a potem „Freak Parfume”, która oczywiście jest płytą bardziej zorientowaną na dance’owo - klubowe klimaty, to okaże się, że są na niej utwory takie jak „Trauma”, „She and her darkness’, „Verdich”, „Bastard”, „Rebellion”, które są tak mało elektroniczne a tak bardzo w dawnym stylu. Musieli się przesłyszeć, tak bardzo skupiając się na „She” czy „O’Brother Sleep”. I nie było aż tak wiele więcej materiału w czystym stylu dance’owym, na „Amoku” ok., ale to zaledwie trzy utwory… Ci ludzie powinni sobie posłuchać „Nigredo”, bo ta płyta w moich oczach jest o wiele bardziej mroczna niż „One of 18 Angels”, i bardziej gotycka. Ja po prostu nie rozumiem o czym oni mówią i zupełnie się nie zgadzam. Ale jeśli wolą to tak postrzegać, w porządku. Wiem, że na świecie mamy wielu fanów słuchających tak różnych gatunków jak metal, gothic, electro, czy muzyki średniowiecznej i łączy ich właśnie ten zespół, co napawa mnie dumą, bo okazuje się, że jest tylu ludzi, którzy polubili muzykę, której na co dzień nie słuchają. I to nie jest electro…opieramy się na brzmieniu gitar, stoimy z dwoma gitarami na scenie, z żywą perkusją, trzema wokalami, instrumentami klawiszowymi. No dla mnie to nie jest electro, przykro mi. Zespół electro to facet z przesterowanymi wokalami i gość za keyboardem, a my tak nie wyglądamy. To jest dla mnie electro i z całą pewnością to nie my. Jeśli by sprecyzować termin gothic to prawdopodobnie właśnie teraz jesteśmy bardziej gotyccy niż kiedykolwiek.
10.Osobiście zgadzam się z tym co mówisz. Uważam, że ta płyta właśnie, jest bliższa gotykowi, tzn. bardziej mroczna niż np. „Nigredo” czy „Menschfeind”….
Adrian: W poprzednim wywiadzie dziennikarka powiedziała mi, że każda kolejna płyta jest coraz bardziej mroczna. Każda opinia jest inna, i moja jest także inna. Uważam, że zawsze było mrocznie, tyle, że strona wizualna była łagodniejsza, bardziej melancholijna, romantyczna, przygnębiająca, np. „End of Flowers”, “Cholymelan”, “Birds without wings”, “Psychoma”, pierwsze 4, 5 płyt. Grafika była spokojniejsza, łagodniejsza, pełna smutku, a dzisiaj jest więcej agresji. Ale posłuchaj „The Valley”, ten utwór mógłby się znaleźć na każdej płycie, nie byłoby poczucia, że nie pasuje do jakiejś. I jest więcej takich utworów, które moglibyśmy zamieniać tam i z powrotem w dowolnych miejscach. Tak jest tylko dlatego, że eksperymentuję na każdym albumie z różnymi stylami, dźwiękami i od czasu do czasu zwrotami ku innym gatunkom, kiedy momentami jest więcej ostrych, agresywnych, elektrycznych gitar, innym razem więcej tanecznych rytmów, których tak naprawdę użyłem na jednym albumie… Wiesz, po „Freak Parfume”, wszyscy mówili, że teraz to będzie pop i pomyślałem sobie: jak strasznie się mylicie, nawet nie wyobrażacie sobie jak cholernie się mylicie, bo potem nagrałem płytę z najmniejszą ilością elektroniki jaką kiedykolwiek stworzyłem. „Nigredo” jest bardzo spokojna, to najspokojniejsza płyta jaką nagrałem od powstania „Cholymelan”, nawet na „End of Flowers” są takie utwory jak „Retaliation” czy „Cold Deceit”, który jest w dosyć tanecznym stylu, na „Nigredo” mamy taki „Psychologic”, jest też „Giftraum”, czy „Kindrom”, ale to wszystko. Reszta jest w średnim i wolnym tempie. Tak więc powtarzam, to bardzo mroczny album. Co zabawne, na żadnym innym albumie nie użyliśmy tylu elektrycznych gitar co na „Nigredo”, na ostatniej płycie używamy ich mniej. Najważniejsze jest to, że używamy ich w zróżnicowany sposób. Na nowym albumie brzmienie gitar jest wysunięte do przodu, ich dźwięk jest bardzo precyzyjny, bo to agresywne standardowe akordy, więc wysuwają się zdecydowanie naprzód, a na „Nigredo” w większości użyte były efekty, więc ludzie często myślą, że to, co słyszą to keyboard a to są właśnie gitary. Wydaje mi się, że opinie dzielą się na: bardziej gothic, mniej gothic, bardziej electro, mniej electro… Nie pojmuje jak ludzie mogą być tak ograniczeni, żeby decydować o tym, co im się podoba tylko w oparciu o gatunek. Dlaczego po prostu nie posłuchają muzyki i zdecydują czy im się podoba czy nie, a nie czy jest gotycka czy electro, EBM czy IDM. To takie płytkie…Jeśli ludzie myślą tymi wąskimi kategoriami, ominie ich tyle wspaniałej muzyki, nie dostrzegą tylu talentów chodzących po tej ziemi, od których można tak wiele się nauczyć. No, ale to ich życie, jednak ja na pewno nie będę stał w miejscu i tworzył takiej muzyki wiecznie, bo wtedy bym w ogóle przestał to robić.
11.Wasz najnowszy album określany jest jako mieszanka typowej dla Diary of Dreams jakości i silnych ekstremalnych wpływów. Osobiście odnajduję coś takiego np. tam gdzie krzyczysz „the plague”, ale to właściwie wszystko w tym temacie. Co Ty na tej płycie określiłbyś więc jako ekstremalne?
Adrian: Po pierwsze, jeśli miałbym określić styl jaki charakteryzuje tą płytę to jest to coś na kształt emocjonalnej jazdy na rollercoasterze. Masz tu bardzo agresywne momenty, jak np. na „hypo)crypticK(al”, „Malice” czy „The Plague”, a z drugiej strony bardzo spokojne kawałki jak „Tears of joy”, „The Valley”, a dalej mocno eksperymentalne jak „alLone”, albo typowe dla Diary of Dreams utwory w średnim tempie, ballady w stylu „Son of a thief” czy eksperymentalny, mroczny „Nekrolog43”. I to są extrema w wydaniu Diary of Dreams. I dalej, zdjęcia i teksty są ekstremalne. Pominąłem środek i podążyłem w kierunku jednej lub drugiej granicy ekstremum. Odkryłem tutaj coś istotnego po tym jak na „Nigredo” ważnym dla mnie było to, żeby płyta była utrzymana w jednorodnym klimacie, żeby można było położyć się wygodnie i wyruszyć w podróż po płycie będąc w jednym nastroju. Istotnym było dla mnie zobrazowanie drogi , którą idzie główny bohater K’tharsia, a więc żadnych extremum tzn. użycia zdecydowanych gitarowych rytmów, które wyciągają Cię z tego nastroju. A z kolei na nowej płycie chciałem wręcz przeciwnie, użyć ekstremalnych elementów, moim zamierzeniem było, żeby wznieść Cię wysoko do góry, po czym nagle zaraz potem ściągnąć Cię na sam dół ciemnej głębi. Takiej podróży chciałem, bo na takim etapie teraz jesteśmy, takie jest znaczenie całej historii. I to dla mnie było ważne, to były dla mnie ekstrema , w których kierunku poszliśmy.
12.Ale co ekstremalnego jest w Twoich tekstach? Bo według mnie z pewnością pojęciem ekstremalności można określić teksty w muzyce death czy black metalowej…
Adrian: Inaczej rozumiesz extremum. Teksty w muzyce death metalowej nie są zbyt inteligentne jeśli mogę użyć tego słowa. One są po prostu brutalne. To zbieranina słów będąca mieszanką nienawiści, rozlanej krwi i zniszczenia. Niewiele jest takich zespołów, których teksty uważam za inteligentne, owszem są takie, w szeroko pojętym heavy metalu, które bardzo szanuję, jednak myślę, że tu nie chodzi o kwestie bycia ekstremalnym, ale raczej dostosowania się. Według mnie nastrój słowa decyduje o ekstremalności. Posłuchaj np. „Son of a thief”, to bardzo spokojny i łagodny kawałek, który ma właśnie takie teksty. Myślę, że są bardzo trafne i wręcz atakują, podobnie „Malice” jest bardzo brutalnym utworem, w „The Plague” to jest ukryte, nie jest tak wyraźne, ale z drugiej strony tytuł i jego sedno jest tutaj bardzo oczywiste. Tak więc bawię się tutaj ukrywaniem znaczenia i wykrzykiwaniem go prosto w twarz odbiorcy i to właśnie nazywam czymś ekstremalnym. Jeśli więc chcesz przejść przez płytę wsłuchując się w teksty, jeśli naprawdę chcesz to zrobić to może to wywołać na Tobie naprawdę ekstremalny efekt, na wielu osobach wywarło to takie właśnie wrażenie.
13.Wydaje mi się jednak, że to zależy od osobistej interpretacji danego tekstu…
Adrian: Zgadza się. Ale słyszałem od niektórych, że zapierało im dech w piersiach kiedy pierwszy raz posłuchali płyty, a osoby, które odsłuchiwały raport ze studia nie mogły na początku wysłuchać płyty w całości, bo dla nich była tak ekstremalna.
14.Co było powodem nie umieszczenia utworu „Leb-Los” na płycie? Według mnie doskonale by do niej pasował i kiedy usłyszałam go pierwszy raz, a zaraz potem „The Plague” z singla, pomyślałam, że to będzie naprawdę mocny, dynamiczny i właśnie… ekstremalny album, ale ten świetny kawałek się na nim nie ukazał, dlaczego?
Adrian: W ekskluzywnych utworach chodzi właśnie o to, że są one ekskluzywne
15.Rozumiem, chciałeś po prostu skusić swoich fanów na zakup jakiegoś innego wydawnictwa, na którym w tym celu zamieściłeś „Leb-los” ….
Adrian: O, nie, nie, niekoniecznie tak, wręcz przeciwnie. Jeśli ogłaszam, że robię jakiś kawałek specjalnie na jakąś kompilację, a potem umieszczam go na regularnej płycie, to według mnie oszukuję tych, którzy kupili składankę właśnie ze względu na ekskluzywny numer Diary of Dreams. I mieliby prawo powiedzieć: hej, to nie fair, najpierw mówisz, że kawałek jest ekskluzywny, a potem umieszczasz go na płycie, równie dobrze moglibyśmy czekać aż wyjdzie płyta i ją po prostu kupić. I to byłby argument, mieliby rację. Jeśli więc wydaję dany utwór jako ekskluzywny, taki on pozostaje na wiele lat. W pewnym momencie, kiedy np. nakład się wyczerpie, mogę po latach wydać coś takiego jak „Dream Collector”. I wtedy mogę to odświeżyć, wiele osób będzie chciała to zdobyć. I o wiele bardziej wolę im to udostępnić, żeby sobie mogli kupić zanim ściągną to nielegalnie. Może więc kiedyś wydam jakiś „Dream Collector 2” albo coś w tym rodzaju, zobaczymy. Bardzo lubię ten kawałek, w zamierzeniu był eksperymentalny. Chcieliśmy wypróbować inne pomysły i to właśnie osiągnęliśmy w tym utworze. Masz rację, że jeśli chodzi o brzmienie i zawartość, świetnie pasowałby do „Nekrolog43”, ale jak powiedziałem, od początku to był numer zapowiedziany tylko na składankę i taki pozostaje.
16.Niestety nie zagraliście go w tym roku na Castle Party chociaż już był wtedy znany…Przyznam , że naprawdę na niego czekałam…
Adrian: No wiesz, wielu ludzi oczekiwało wielu piosenek. A potem podchodzą do ciebie po koncercie i mówią: nie zagraliście tej piosenki, a to moja ulubiona….
17.To może chociaż zagracie go na koncercie w styczniu?
Adrian: Nie sądzę. Jest tyle nowych kawałków i chciałbym się skupić na takich, którymi chcę promować nową płytę, do tego jest tyle utworów na niej, które bardzo lubię, że trudno będzie wybrać. Kiedyś jedna fanka napisała do mnie, żebym wybrał 16 utworów spośród około 170 utworów, które wydałem, to naprawdę cholernie trudne. Na pewno chciałbym zagrać kilka numerów z nowego albumu i trochę ze starych, ale jeśli zagram zbyt wiele z nowej płyty ludzie mogą być niezadowoleni. Muszę to wyważyć i dlatego zawsze przed każdym koncertem toczy się o to dyskusja w zespole i całej ekipie, podejmujemy szczegółowe decyzje co zagramy. Każdy koncert oprócz trasy jest inny. Każdy pojedynczy jest zupełnie inny. Co zagramy, tego jeszcze nie jestem w stanie Ci powiedzieć, bo zastanawiamy się nad tym. Na pewno mam kilka utworów faworytów.
18.A co robisz kiedy publiczność domaga się jakiegoś utworu, którego nie mieliście w planach zagrać?
Adrian: Po prostu tego nie gram...I na 99,9% nie zagramy „Leb-los”. Przykro mi, ale mam tyle pomysłów co zagrać…a jest tyle płyt i jeśli weźmiemy jeden kawałek z każdej plus kilka utworów z nowej, czy dwóch ostatnich to już jest razem jakieś 16. Nagrałem tyle ekskluzywnych kawałków na różne kompilacje, że gdybym chciał je wszystkie zagrać na koncercie, nowa płyta by odpadła.
19.Kolejne pytanie na temat liczb: czy jest jakieś ukryte znaczenie w liczbach, które odróżniają od siebie dwie singlowe wersje „The Plague” ?
Adrian: Gdybym chciał, żebyś znała to znaczenie, to byłoby ono umieszczone zaraz pod tytułem. A ja chciałbym, żebyś puściła wodze fantazji i spróbowała sama wpaść na to, co to może znaczyć.
20.Teksty, które piszesz, są dość ogólnikowe, przez co, jak wspomnieliśmy, mogą być interpretowane na różne sposoby. Czy możemy doszukiwać się w nich Twoich osobistych przeżyć i doświadczeń, czy może odnoszą się one do jakiegoś bliżej nieokreślonego uniwersum, które każdy może rozumieć na swój własny sposób?
Adriann: Bardzo dobre pytanie, bo wielu ludzi nie jest w stanie zrozumieć tej kwestii zbyt dobrze. Chodzi o to, że część tekstów jest zdecydowanie oparta na mojej biografii, co oznacza wszystko przez co przeszedłem i właśnie przechodzę w swoim życiu, moje doświadczenia, moją historię, dzieciństwo…Ale oczywiście nie w 100 procentach, bo jest w tym także fikcja, wszystko to, co mnie zainspirowało, co widziałem wokół siebie, albo czego doświadcza DNS - nasz perkusista czy Gaun:A, To ciąg inspiracji i cokolwiek się na niego składa, czy to będą filmy, czy muzyka klasyczna, książki, cokolwiek, wszystko to ma wpływ na to co robię, ale także świat snów jest u mnie bardzo aktywny, czasami na szczęście czasami na nieszczęście. Wszystkie te sprawy wpływają na to, co piszę w tekstach, ale to nie jestem ja, to nie jest całkowicie moja osoba, lecz wytwór mojej wyobraźni, w 99 procentach tak na pewno jest. To nie znaczy , że to jestem ja. Wiele osób do mnie pisze i mówi: o, jaki Ty jesteś biedny, jest mi tak przykro z powodu tego przez co przechodzisz… nie rozumieją, że jest granica pomiędzy fikcją i rzeczywistością i że mieszam je obie. Oczywiście pewne niebezpieczeństwo tkwi w takim osobistym podejściu do pisanych tekstów i dodawania do nich tak dramatycznych kontekstów z Twojego życia, ale nikt nie jest w stanie stwierdzić co jest prawdą a co fikcją, o to tu chodzi i to każdy powinien zrozumieć zanim zacznie mnie interpretować.
21.Czy to znaczy, że na co dzień jesteś radosnym , wiecznie uśmiechniętym facetem?
Adrian: Nie, to znaczy, że ma dwie twarze, jak praktycznie każdy człowiek. Jedna z nich zazwyczaj dominuje i w moim życiu jest to zdecydowanie ta melancholijna i refleksyjna. Jestem osobą świadomą siebie, mieszkam ze swoim psem w domu położonym w odległym miejscu pośród lasu. I w ten sposób zwykle spędzam swój każdy dzień.
22.Porozmawiajmy o koncertach i waszej popularności np. w Polsce. Co decyduje o wyborze danego kraju i miejsca w Waszych koncertowych planach, czy to właśnie ta popularność w danym kraju? Bo jeśli tak jest, to pewnie moglibyśmy się spodziewać, że będziecie u nas grać coraz częściej…
Adrian: To bardzo trudne pytanie, bo przestałem uczestniczyć w sprawach związanych z załatwianiem koncertów mniej więcej w 1995 roku, przestałem w to ingerować, nie mogłem się zajmować wszystkim, mamy od tego Contribe - agencję Alberta, który jest też naszym menadżerem. Odwala kawał dobrej roboty, jest bardzo zaangażowany i aktywny. Zawsze bardzo stara się, żeby zorganizować jak najwięcej koncertów, ale czasami to nie jest możliwe, bo z jakiś przyczyn nie jesteśmy w stanie zebrać odpowiednio dużej publiczności, albo jest to zbyt drogie ze względu na koszty podróży, lotów. Ja uwielbiam grać na żywo, tak jak cały zespół. Uwielbiamy trasy, bycie w drodze… i dla nas to jest bardzo istotne zagadnienie, jednak czasami brakuje promotorów albo organizatorów. To trudne, bo tylko dlatego, że chcemy gdzieś zagrać nie znaczy, że możemy tam zagrać. Ja np. bardzo chciałbym zagrać w Islandii, ale to bardzo skomplikowane, bo po pierwsze trzeba znaleźć tam kogoś kto chciałby to zorganizować i jednocześnie orientuje się na tyle w gatunku, żeby dobrze zająć się promocją. I to jest właśnie praca, którą musi wykonać ktoś, kto załatwia koncerty, musi mieć w tym celu kontakty do odpowiednich ludzi. I czasami to nie takie proste, w niektórych krajach jest zaledwie jeden lub dwóch promotorów takiej muzyki, a oni jeszcze do tego mają swoje upodobania jeśli chodzi o specyficzne odmiany, jedni wolą electro inni gothic, więc jeśli uważają Cię za zespół gotycki, a nie lubią gotyku to po prostu Cię nie zabukują. Jedne zespoły są bardziej popularne wśród promotorów, inne mniej, na szczęście mamy wśród nich wielu fanów, więc udało nam się do tej pory zagrać w 26 krajach świata, co niewielu zespołom się udaje. My oczywiście chcielibyśmy grać jak najwięcej, ale musimy dostawać też propozycje, potrzebujemy ludzi, z którymi można rozmawiać o tych koncertach. Nie możemy ich organizować sami.
23.W jaki sposób się to więc odbywa; czy to Wy szukacie organizatorów, czy to oni kontaktują się z Wami z propozycją zorganizowania Wam koncertu?
|Adrian: Z tym jest różnie…, ja rozumiem, że pytasz konkretnie o Polskę, nie mylę się prawda? :) Graliśmy w Polsce podczas tej trasy, podczas poprzedniej również. I jestem pewny, że będzie tego więcej, spójrz wstecz, nasza obecność w Polsce staje się coraz bardziej regularna. Oczywiście mogłoby tego być jeszcze więcej, zgadzam się i bardzo bym tego chciał, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wczesne lata, to był tam okres kiedy długo nas tu nie było, a teraz jesteśmy tu na każdej trasie.
24.Jednak w Polsce zorganizowanie więcej niż jednego koncertu na trasie jest chyba jeszcze trochę ryzykowne…
Adrian: To zależy od kraju, przykładowo Hiszpania, tutaj można grać w dwóch miastach, we Włoszech w trzech, w Portugalii też w dwóch itd. itd. W każdym kraju są po prostu takie miasta, w których jest sens grać, bo ludzie mieszkający nawet na ich obrzeżach przyjeżdżają na koncert, bo są do tego przyzwyczajeni. A kiedy jedziesz do małego miasta, możesz spodziewać się pod sceną małej publiczności. Ja oczywiście uwielbiam grać koncerty, ale jednocześnie nie chcę tracić na tym pieniędzy, nie taki jest tego cel, nie mam też potrzeby się na tym wzbogacić, naprawdę. Tak długo jak jestem w stanie się utrzymać, jestem szczęśliwy. Widzisz, ja nie jestem specjalistą jeśli chodzi o scenę w Polsce nie musiałem się przejmować tego typu pracą przez wiele lat, więc nie jestem odpowiednią osobą, żeby się wypowiadać na temat dodatkowych opcji naszego grania w Polsce, ale jeśli będą oferty, zdecydowanie będziemy grać.
25.Przed właściwą trasą zagraliście już kilka koncertów, m.in. w Belgradzie. I właśnie o ten Belgrad chciałabym Cię zapytać. Rozmawiałam o tym z Torbenem, który potwierdził, że rzeczywiście Diorama była pierwszym od lat 80-tych zespołem należącym do tzw. sceny gotyckiej, który zagrał tam koncert. Teraz Wy mieliście tą okazję, jakie są Wasze wrażenia z tego występu? Co możesz powiedzieć o atmosferze i samej belgradzkiej publiczności?
Adrian: Było wspaniale, wspaniali ludzie, wspaniały kraj! Niesamowite show, znali wszystkie teksty, śpiewali je z nami i właściwie niektóre pozwoliłem im zaśpiewać samodzielnie, zaśpiewali „The Curse” znając dokładnie każdą linijkę tekstu, co było naprawdę fantastyczne. Byli bardzo entuzjastycznie nastawieni i wdzięczni, rozmawiałem z paroma osobami wcześniej w klubie i po koncercie była bardzo fajna impreza, więc naprawdę świetnie się bawiłem podczas tamtego weekendu. Niewiele do tej pory wiedziałem o Belgradzie więc ucieszyło mnie, że będę miał możliwość poszerzyć swoją wiedzę na temat tego kraju, bardzo mi się podobało i mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć Belgrad w lecie, bo musi być wtedy przepiękny. Było naprawdę bardzo dobrze i rzeczywiście zapoczątkowała to swoim koncertem Diorama. Myślę, że mamy tu ponownie do czynienia ze starą historią polegająca na tym, że promotorzy są fanami zarówno Dioramy jak i Diary of Dreams. W zależności od tego który zespół był akurat dostępny, zaczęli rezerwować termin koncertu. Diorama akurat, w przeciwieństwie do Diary of Dreams, nie była zajęta pracą w studio, więc wybrali tych, którzy byli dostępni. Z pewnością miał to być jeden lub drugi zespół. Ta sama historia w południowej Afryce, w Libanie. W tych krajach Diary of Dreams grał jako pierwszy zespół tego rodzaju. Podobnie w Grecji, poza takimi grupami jak The Sisters of Mercy , The Mission czy zespołami tego pokroju, byliśmy naprawdę pierwszą grupą tego gatunku, która tam zagrała..
26.Wspomniałeś Południową Afrykę, z tego co wiem, zachwyciła Cię także wizyta w Tel Awiwie. Czy odnajdujesz w takich egzotycznych podróżach jakieś inspiracje?
Adrian: Zawsze. Uważam, że każdy powinien więcej podróżować, ponieważ to poszerza horyzonty myślowe, zdolności przystosowawcze i zdolność tolerancji. Jeśli siedzisz w jednym miejscu i jedynym obcym w pobliżu jest gość, którego nie lubisz, to może to skrzywić Twój punkt widzenia i sprawić, że zaczniesz przenosić Twoje zdanie na temat tej osoby nawet na ogół mieszkańców Twojego kraju, popełniając tym samym oczywiście wielki błąd. Wiadomo, że w każdym kraju mieszkają jacyś głupcy, nie ma co do tego wątpliwości, ale musisz naprawdę poznać świat, żeby mieć jego pełny obraz. Ja byłem w wielu takich krajach, o których inni mówili: ja bym tam nie pojechał, nie zrobiłbym tego. A zazwyczaj właśnie te kraje, przed którymi nas ostrzegano, były najbardziej niesamowitym doświadczeniem. Dokładnie pamiętam Liban, kiedy każdy mówił: nie róbcie tego, ostrzegam Cię, to bardzo niebezpieczne. A nie było takie niebezpieczne, czasami po prostu trochę dziwne i musieliśmy przyzwyczaić się do pewnych rzeczy. Ale ludzie byli tak serdeczni, byli takimi wspaniałymi gospodarzami, tak gościnnymi i kulturalnymi. Niesamowicie! To było niesamowite doświadczenie, tak samo w Izraelu, wspaniały pobyt! Więc wyobraź sobie, wszyscy jesteśmy Niemcami, przynajmniej urodziliśmy się w Niemczech, mówimy po niemiecku, więc jako Niemiec możesz spodziewać się problemów, a żadnych nie było, oni byli dla nas niesamowicie uprzejmi i bardzo gościnni. Kiedy słyszeli, że mówimy po niemiecku, podchodzili pytając czy jesteśmy z Niemiec, a kiedy odpowiadaliśmy, że tak, oni na to: Witamy w Izraelu!. Coś wspaniałego! I myślę, że także my możemy poszerzać ich horyzonty odwiedzając ich kraje, interesując się ich kulturą, religią, okazując im szacunek. I także poprzez udowadnianie im jak zmienia się kraj, jak zmienia się mentalność i jak kwestia drugiej wojny światowej i jej okropności jest daleko od tego jacy jesteśmy. A jesteśmy inni, bardzo inni… i tutaj mogę się wypowiedzieć w imieniu całego zespołu. Jesteśmy bardzo otwarci. Odwiedziłem w swoim życiu 36 krajów i uwielbiam podróże, szczególnie właśnie podróże. Mam tylu przyjaciół na świecie i to jest dla mnie niesamowite. Dla Twojej psychiki to ważne, aby mieć świadomość, że świat na zewnątrz jest naprawdę dobry i warto go zobaczyć, bo to wzbogaca Twoje życie. Podobnie było z Południową Afryką , pamiętam dokładnie kiedy wszyscy mówili, żeby tam nie jechać, bo to zbyt ryzykowne. Za każdym razem kiedy wybieramy się do takiego kraju, przed którym Cię ostrzegają, dzwonię do naszego rządu, do specjalnego departamentu, z którym można się skontaktować, żeby dowiedzieć się na temat zagrożeń itp. Porozmawiałem z nimi i poszerzyły mi się horyzonty… I oni wtedy mówią , że można to zrobić, albo sugerują, żeby lepiej nie jechać. Wszystko co mówią to to, że jest niebezpiecznie, ale nie mniej niż w innych krajach. Np. kiedy jechaliśmy pierwszy raz do Moskwy, to było krótko po tym zamachu terrorystycznym, gdzie wzięto zakładników, wszyscy mówili: nie jeździe… ale pojechaliśmy, bo nawet jeśli miałbym umrzeć na scenie, to jest to przynajmniej zaszczytne miejsce by umrzeć, lepsze niż śmierć w wypadku samochodowym.
27.A propos sceny, podobno podczas tej trasy Wasz sceniczny wygląd uległ znacznej zmianie, a jako, że w tym temacie współpracujecie z Aderlass, a kostiumy zostały stworzone w oparciu o historię zawartą na płycie, to dosyć intrygujące… Zdradzisz jakieś szczegóły?
Adrian: Pojawimy się na scenie w zupełnie nowo zaprojektowanych strojach, z którymi było cały czas dużo pracy, bardzo dokładnej, wiele maili, rozmów, spotkań, dyskusji na temat naszych pomysłów, tego, co jest możliwe. Do tej pory świetnie się przy tym bawiliśmy i myślę, że rezultat jest naprawdę niezły. Oparliśmy nasze wizualne wyobrażenia strojów na historii z „Nekrolog43”, na obrazach, które mieliśmy w głowach, kiedy tworzyliśmy wizje bohaterów tej historii, szczególnie historii braterstwa o której mówimy. Tak więc zależało nam na wyjątkowym rodzaju kostiumów, które są mieszaniną bardzo staro wyglądających i nowoczesnych stylów. I w ten sposób do końca nie ma się pewności z jakiego okresu, stulecia pochodzą te stroje, bo mogą być zarówno z wieków średnich jak i przyszłości.
28.Jesteście w trasie już prawie dwa lata. Ciekawi mnie jak Diary of Dreams spędza czas wolny po koncertach. Czy jest to stereotypowe balowanie czy raczej odpoczynek, relaks, może jakieś zwiedzanie okolicy?
Adrian: Uczestniczenie w imprezach jest na pewno sympatyczną i przyjemną sprawą, ale to się zdarza tylko, kiedy gramy pojedyncze koncerty. Jedziesz na jeden koncert i masz wtedy do dyspozycji np. trzy dni, masz więc czas na to, żeby długo pospać, cieszyć się nocnym życiem, poznawać ludzi, razem świętować… także sam fakt, że można się spotkać, bawić przy muzyce… to jest bardzo wyjątkowe. Nie jesteśmy w każdym razie typem hotelowych gości. Nie znam wielu zespołów, które wyjeżdżając na koncert spędzają cały weekend w hotelu, czego zupełnie nie rozumiem. Uwielbiam zwiedzać, ale nie w klasycznym tego słowa znaczeniu polegającym na oglądaniu stereotypowych miejsc. Znacznie bardziej wolę, gdy oprowadza mnie ktoś z promotorów, ktoś z okolicy, z ekipy organizatorów, jeździć z nimi po mieście, w którym pokazują nam różne rzeczy. I powinny się tam znaleźć punkty, na które zawsze nalegam: jedzenie regionalnych potraw i picie regionalnych trunków. Z całą pewnością nie jestem wyobrażeniem tego tak postrzeganego Niemca, który przyjeżdża do innego kraju i chce swojego sznycla. Zupełnie nie jestem taki. Uwielbiam międzynarodową kuchnię i jestem zagorzałym miłośnikiem innych kultur i jest to według mnie interesujące i stanowi swego rodzaju wyzwanie. Np. w Belgradzie jedzenie było absolutnie wspaniałe, promotorzy wzięli nas tam do świetnej restauracji. Mieliśmy cudowny wieczór. Myślę, że z jednej strony bardzo szanowane jest okazanie zainteresowania innej kulturze kiedy jedziesz do danego miejsca, a z drugiej strony ja sam szanuję umożliwienie nam tego, więc jest to jednocześnie ofiarowywanie czegoś i przyjmowanie. Kiedy pojechaliśmy do Południowej Afryki, kraju tak odległego, o tak różnorodnego pochodzenia kulturze, gdzie mają tak różnorodną kuchnię co jest niesamowite... świetnie się tam bawiliśmy. I byłoby to bardzo przykre gdybyśmy nie mieli takiej możliwości, więc poznawanie kultur jest istotnym elementem podróży.
29.A czy jest coś co podoba Ci się w Polsce?
Adrian: Odnajduję coś ekscytującego w każdym kraju, w którym jestem. Do tej pory nie byłem w takim, w którym coś by mnie nie cieszyło. Co do Polski to po pierwsze wyjątkowe jest to, że jesteśmy blisko i jest naprawdę wiele podobieństw między tymi dwoma kulturami, a z drugiej strony jest tyle różnić, weźmy np. język, jest zupełnie inny, biorąc pod uwagę np. Holandię i Niemcy, mamy podobny język, mówimy tak samo wolno, także łatwo się rozumiemy. To co spodobało mi się w Polsce to przyjazne nastawienie, wspaniała i hojna gościnność. Właściwie to mam w Niemczech bardzo wielu przyjaciół, którzy pochodzą z Polski i za każdym razem kiedy przyjeżdżają zapraszają mnie do siebie, mamy bardzo miłe spotkania i kiedy wracają z Polski zawsze przywożą mi z domu Waszą wódkę i inne tego typu rzeczy. Podoba mi się, że są tacy otwarci i uprzejmi.
30.Odniosłam podobne wrażenie na temat Niemców kiedy dwa lata temu po raz pierwszy pojechałam na Wave Gotik Treffen, a biorąc pod uwagę pewien istniejący stereotyp zimnego, twardego Niemca, to było to bardzo pozytywne zaskoczenie. Ale skoro już mowa o WGT, rozmawialiśmy kiedyś o różnicach między publicznością w różnych krajach. Moje wrażenia co do publiczności niemieckiej były wtedy takie, że jest np. w porównaniu z polską bardzo statyczna i nie tak entuzjastycznie i żywo reagująca na koncertach. Z drugiej strony tegoroczny koncert Dioramy wzbudził we mnie wręcz odwrotne odczucia, bo ludzie byli akurat bardzo spontaniczni, tak więc zastanawiam się czy faktycznie Ty jako muzyk widzisz jakieś różnice w tym względzie?
Adrian: W pewnym sensie tak, oczywiście. Patrząc na Belgrad , bardzo świeży przykład, jak sama zauważyłaś, nie mieli do tej pory tyle alternatywnej muzyki z naszego gatunku w swoim kraju, więc są bardzo głodni takiej muzyki, bardzo entuzjastycznie nastawieni i tak bardzo czekają na tych kilku możliwych koncertów i przychodzą na taki po tygodniach oczekiwania. Dostawałem maile na pół roku wcześniej od ludzi, którzy odliczali dni do koncertu. I po tych ludziach pod sceną, widać, że przyszli na imprezę, po to, żeby się bawić i nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić temu wspaniałemu wydarzeniu, ponieważ oni przyszli właśnie po to, by świetnie się bawić, bez względu na pogodę, na czas, nic nie ma znaczenia takiego jak ten dzień, ten wieczór. Największym problemem jeśli chodzi o publiczność niemiecką jest to, że jest przesycona koncertami. Koncertów tego rodzaju mamy pełno, za każdym rogiem, w każdym mieście, w każdym miejscu, więc przestało to być już czymś wyjątkowym. I zaletą w krajach, które mogą nadal nazywać to zaletą, jest właśnie to, że koncerty zespołów tego typu nie są taką normą. Popatrz na daty koncertów podczas tras, takie zespoły grają około 20-tu koncertów w Niemczech, ale dwa w Polce, albo jeden we Włoszech. I to sprawia, że Niemcy się rozleniwiają. Nie podróżują zbyt daleko, żeby zobaczyć koncert. Jeśli nie odbywa się tuż za rogiem, nie idą, jeśli jest zbyt drogo, nie idą. Kierują się głupimi kryteriami jeśli chodzi o decyzję czy iść na koncert. Mówią: nie, widziałem ich w zeszłym roku na festiwalu, nie chcę ich oglądać znowu podczas trasy. W innych krajach jest zupełnie inaczej, weźmy na przykład kraje północne czy Amerykę Północną, byliśmy tam po raz pierwszy od 10 lat. I wtedy zagraliśmy tam trzy małe koncerty, które były nisko budżetowe, bo nie było wielkiej możliwości ściągnąć na nie większej ilości ludzi, więc była tam bardzo ograniczona liczba osób. A teraz mieli możliwość zobaczyć nas na scenie więc śpiesznie na niego przybyli nie mogąc się doczekać. Tamtejsza publiczność to naprawdę mocna grupa fanów, czekali na nas wieki i jestem pewien, że ta publiczność będzie rosła, ponieważ byli bardzo podekscytowani i potem ze Stanów był odzew ze strony tych, którzy byli na koncercie i zarazili innych Diary of Dreams i jestem przekonany, że następna trasa będzie jeszcze lepsza niż ta. Ale także Grecy należą do ekstremalnie entuzjastycznej publiczności. Są wspaniałą publicznością, naprawdę wiedzą jak się bawić. Poza tym…co jeszcze….Moskwa była nadzwyczajna, niesamowita, Liban też wspaniały, Izrael, także Polska jak zwykle, pamiętam Castle party, naprawdę wielka rzecz, naprawdę się to czuje, mimo okropnej pogody ludzie tam byli i przeżywali koncert, nie przejmowali się tym, że stoją w błocie, byli po prostu zachwyceni muzyką.
31.Powiedziałeś, że w Niemczech jest mnóstwo tego typu koncertów, tzw. scena gotycka jest bardzo duża…według mnie pozytywną tego stroną jest to, że w przeciwieństwie do Polski, fani szeroko pojętego gotyku, ubrani w swój specyficzny sposób, nie są tutaj tak odbierani przez resztę społeczeństwa jak w Niemczech, gdzie ludzie nie patrzą na nich ze zdziwieniem, bo są po prostu bardziej otwarci i tolerancyjni.
Adrian: Dokładnie wiem o czym mówisz. Jak wspomniałem wcześniej to jest tzw. zaletą. Wszystko ma swoje zalety i wady, ale fakt, że ta muzyka jest tutaj tak popularna sprawia, że mówi się o średniej liczbie około 100 tys. fanów gotyku w Niemczech, co oczywiście jest całkiem sporo. I tak samo jest wiele czasopism o gotyku, wiele zespołów i także wiele rywalizacji, ludzie walczą między sobą, im bardziej ta scena jest popularna tym więcej jest tej rywalizacji, co wcale nie jest przyjemne. Z drugiej strony przez to, że jest tak dużo koncertów, trzeba się bardzo natrudzić, żeby zespół mógł tu zagrać. Popularne zespoły mają tu publiczność rzędu 30-40 osób i to jest niedorzeczne, to przestaje się opłacać. W tym momencie to, co obserwuje w Niemczech to to, że większe zespoły przyciągają coraz większą publiczność, a mniejsze coraz mniejszą. To jest bardzo smutne. We wczesnych latach tego gatunku nie było tak ciężko. Nie było trudno zebrać 150-cio osobowej publiczności, dzisiaj mniej popularnemu zespołowi jest o wiele trudniej. Ale rozumiem o czym mówisz w kontekście socjologicznym. Oczywiście Lipsk ma długoletni trening w temacie akceptacji tego rodzaju muzyki, ponieważ Wave Gotik Treffen powtarza się już od ponad 10 lat. Mają to co roku i widzą…wiesz, najlepsza nauka płynie z doświadczenia…oni widzą , że Ci ludzie nie są brutalni, że nie zabijają zwierząt, widzą, że są zwykłymi konsumentami, co jest bardzo istotnym aspektem sprawy, że kupują jedzenie, picie, rezerwują bilety, hotele, zamawiają taksówki… To ma ekonomiczne znaczenie, przynosi dochód miastu. Ale jeśli pojedziesz do jakiegoś małego miasta głęboko w Bawarii, myślę, że będzie to wyglądać trochę inaczej. Ludzie będą się na Ciebie gapić. Są tam miasteczka bardzo odosobnione i konserwatywne, mocno katolickie i zdecydowanie miałabyś tam ciężki żywot. To zależy gdzie się udasz, bo na zachodzie, wschodzie , północy i południu jest tu różnie. Ja mieszkam w zachodniej części Niemiec, która jest bardzo tolerancyjna, elastyczna. Mamy tu wielu punkowców, fanów hard core’a, metalu, gothów i panuje tu luźne podejście do wszystkiego. Np. mój gitarzysta Gaun:A , kiedy do mnie wpada, a mieszkam w małej miejscowości, gdzie jest tylko 70 domów, kiedy przejeżdża wszyscy do niego machają, wiesz, on ma irokeza, bardzo rzucającą się w oczy fryzurę... A moi sąsiedzi mają około 60-tki i kiedy się zjawia witają się z nim i pytają jak się miewa. W wielu krajach to niewyobrażalne, że bardzo konserwatywny starszy człowiek nie widzi problemu w facecie takim jak mój gitarzysta.
32.Jako, że wspomniałeś o katolicyzmie, chciałabym, jeśli mogę, zadać Ci osobiste pytanie na ten temat; w Twoich tekstach możemy odnaleźć pewne odniesienia do Boga, postaci z Biblii…jaki jest Twój osobisty stosunek do spraw wiary i religii?
Adrian: Najbardziej dominuje u mnie pogląd, że najważniejsze jest to, by każda istota ludzka znalazła swój własny sposób na życie, czy to będzie buddyzm czy katolicyzm, cokolwiek by to nie było, cokolwiek ludzie odnajdą, pozawalam im na to, co więcej, szanuję ich wybór, tak długo jak długo to nikogo nie krzywdzi. I to jest moment, w którym zauważam, że religia zaczyna być problemem, kiedy ludzie starają się nawrócić innych na ich religię, starają się ich do tego zmusić. Żadna wojna na świecie, na tej planecie, nie zabiła tylu ludzi ile kościół. I myślę, że zawsze powinniśmy mieć to na uwadze, że tolerancja jest ważnym elementem akceptacji wolności wyboru tego, w co chcesz wierzyć, jest ważną częścią życia społecznego i tego, w jakim miejscu ono dzisiaj powinno być, tego, że jednostka ludzka nie jest mniej lub bardziej wartościowa w zależności od tego w co wierzy. Myślę, że nadal musimy się wiele nauczyć zanim przyjmiemy to do wiadomości. I ja jestem bardzo do tego zdolny, mam nadzieję, ale moja wiara jest bardzo ateistyczna. Uważam, że wszystkie idee, filozoficzne, mitologiczne i religijne korzenie ludzkości są bardzo atrakcyjne i interesujące ale osobiście jestem niewierzący.
33.Śpiewasz, piszesz teksty, komponujesz, jesteś muzykiem, producentem i właścicielem wytwórni płytowej. W której z tych ról czujesz się najbardziej spełniony?
Adrian: W każdym aspekcie muzycznej aktywności. Nieważne czy jest to komponowanie, pisanie, produkcja czy granie na żywo. Wszystko, dzięki czemu czuję, że tworzę muzykę, kiedy pracuję nad nią, daje mi wielką satysfakcję. To coś, co czuję kiedy robię coś dla siebie, każda inna czynność, bez względu czy wiązałaby się z lepszą czy gorszą pracą, ale pracą związaną z robotą papierkową i tym podobnymi zajęciami, jest czymś czego nienawidzę.
34.A jako właściciel wytwórni, czym głównie się kierujesz w doborze artystów, których wydajesz?
Adrian: Głównie moim osobistym gustem. Nigdy bym nie inwestował swego czasu i pieniędzy w zespoły, które mi się nie podobają i w których nie dostrzegam potencjału. Kiedyś nie byłem taki wymagający, a teraz muszę także lubić danych ludzi, żeby podpisać z nimi kontrakt. Dałem szansę kilku zespołom parę lat temu, bo jak przewidywałem ich muzyka osiągnęła spory sukces, choć wydawałem większe zespoły wcześniej, ale gości z zespołu nie tolerowałem, nie lubiłem i nie mogłem ich zaakceptować, bo nie mieli gustu i byli po prostu nudni. Mój czas jest zbyt ograniczony by inwestować go w ludzi, za którymi nie przepadam, tak to widzę.
35.A skoro już wróciliśmy do tematu muzyki, to kiedy doczekamy się jakiegoś teledysku Diary of Dreams?
Adrian: Moje ulubione pytanie o videoclip. Jestem o to bardzo często pytany, jako że jeszcze nie mamy żadnego teledysku. Jest mi bardzo przykro z tego powodu i zawsze kiedy nagrywamy nową płytę mamy to na uwadze, ale chodzi o to, że teledysk, który chciałbym zrobić kosztowałby bardzo dużo pieniędzy, trzeba byłoby jakoś je odzyskać, a wtedy coś musiałoby zdrożeć, prawdopodobnie płyty, żeby zarobić sumy, które zainwestowałem w produkcję video. Nie jestem pewien czy warto. Ale jestem przekonany, że na pewno kiedyś będziemy mieli teledysk, ale na chwilę obecną wiem, że są inne sposoby na to, żeby zainwestować lepiej mój czas, np. w sesję zdjęciową do nowej płyty, która kosztowała mnie naprawdę wiele czasu, wiele tygodni przygotowań, wiesz, zorganizowanie ludzi, przygotowanie każdego, kto jest w to zaangażowany, hotele i tym podobne rzeczy. Mam naprawdę niewiele czasu i muszę ustalać listę priorytetów, decydować co jest na początku lisy, a co na końcu i niestety teledysk jest na jej końcu. Prawdopodobnie istotny jest też tu fakt, że nie oglądam telewizji, w ogóle nie posiadam telewizora.
36.Zawsze pozostaje Internet, możemy przecież tam obejrzeć Wasz teledysk…
Adrian: To prawda, ale to nadal kwestia wielu pieniędzy i czasu, wiele miesięcy pracy i nie jestem pewny czy to jest takie efektywne i wolałbym spożytkować ten czas w inny sposób.
37.Masz więc jednym słowem dość kosztowne wizje;)
A: Tak, to prawda, dokładnie. Jeśli więc zrobię kiedyś videoclip to będzie wyglądał jak film.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w styczniu.
Adrian: Dziękuję i również mam nadzieję, że do zobaczenia.
Wywiad ze strony: http://www.darknation.eu
Autor: Khiara
1.Chciałabym zapytać Cię o kilka kwestii dotyczących sesji zdjęciowej do „Nekrolog 43”. Po pierwsze: co to za niesamowite miejsce, w którym się odbyła?
Adrian: Właściwie to mieliśmy sześć sesji zdjęciowych do tego albumu, ale rozumiem, że pytasz o tą, która zrobiona została do wkładki z płyty…Ok, to miejsce to stary szpital dla nerwowo chorych, w którym ludzie byli leczeni przestarzałymi metodami, jeśli wiesz o co mam na myśli. To było bardziej więzienie niż szpital, chorzy byli tam torturowani…To prawie osada, miejsce, na które składa się jakieś dwanaście budynków otoczonych murami, poza które nie mieli szans się wydostać. Te budynki są naprawdę stare i od dawien dawna szpital nie funkcjonuje. Nie ma tam już niczego, co mogłoby o tym wszystkim przypominać oprócz łazienkowego wyglądu, nie ma śladów tortur, pozostałości sprzętu medycznego, łóżek, zostały tylko puste pokoje. Chodzi o to, że miejsce jest dosyć przerażające, tapety odpadają ze ścian wielkimi płatami, jest strasznie brudno, atmosfera jest niesamowita, bo to stare niemieckie rzemiosło, pełno tu ogromnych, solidnych drzwi, przepięknych drewnianych schodów…Poruszając się tam zdajesz sobie sprawę jak bardzo to miejsce jest przytłaczające, szczególnie jeśli chodzi o poddasza, których jestem wielkim miłośnikiem… tak samo piwnice…Więc ja wiszę na takim poddaszu, a Guan’A zostaje otruty w piwnicy, w ekstremalnie małym pokoju, w którym sufit jest tak nisko, że ledwo można było tam stać. Zdjęcie zostało zrobione tak, że tego nie widać, ale naprawdę było tam strasznie ciasno. I właściwie to atmosfera tego miejsca, tak fascynująca i przytłaczająca, sprawiła, że pomyślałem: to jest idealna lokalizacja! W zasadzie to znalazła ja Annie, nasza fotograf, która jest w tym rewelacyjna, jest przy tym bardzo zdeterminowana, robi wiele w tym celu poza czasem pracy, wykonuje telefony, spotyka się z właścicielami takich budynków, aby uzyskać pozwolenie na robienie zdjęć. Jestem bowiem przeciwny organizowania sesji zdjęciowych nielegalnie, poświęcam na to zbyt wiele czasu i angażuję się tak mocno, że nonsensem byłoby czekać aż policja zapuka do drzwi. Tak więc Annie wszystkim świetnie się zajęła i odwaliła kawał dobrej roboty czyniąc przygotowania i w końcu robiąc zdjęcia razem z całą naszą wspaniałą ekipą. Cała sesja była bardzo ekstremalna, ponieważ faktycznie budziła w nas swego rodzaju zahamowania, jako, że musieliśmy biegać boso po całym budynku, w bardzo cienkich ubraniach, a było zimno…To znaczy na zewnątrz akurat panował środek lata, ale dom jest tak stary, a ściany tak solidne, że wieki zajęło zanim się nagrzały. No więc trochę zmarzliśmy.:)
2.Jeśli chodzi o wkładkę do płyty, co kierowało Tobą przy wyborze tak makabrycznego tematu historii w niej ukazanej? To jest też pytanie o sam front okładki. Pytam, bo kiedy kupowałam tą płytę, kobieta przy kasie była tak zniesmaczona, że z trudem na nią patrzyła…
Adrian: Bardzo często to słyszę.
3.…Jaki jest zatem związek pomiędzy tymi zdjęciami a zawartością płyty, czy jest tu jakieś ukryte znaczenie?
Adrian: Jest mnóstwo powiązań. Moglibyśmy mówić o tym w kontekście zdjęć czy tekstów przez kilka godzin. Zawsze jest jakaś warstwa znaczeniowa, nie ma jednak jednego znaczenia, zawsze dla każdego jednego słuchacza czy osoby, która patrzy na grafikę pozostaje miejsce na dowolność interpretacji. Nekrolog po pierwsze ma dla mnie znaczenie jako pośmiertne wspomnienie ludzi, którzy odeszli, a czasami dochodzę do momentu, w którym stwierdzam, że życie potrzebuje odnowy, nowego początku i zastanawiałem się jak to symbolicznie ująć. I to jedna perspektywa; powiedziałem sobie ok.: w pewnym sensie może to jest tak, ze nasza stara powłoka musi umrzeć, by odrodzić się na nowo w innym życiu , ale nie w znaczeniu religijnym, ani dosłownym, lecz filozoficznym znaczeniu nowego początku, procesu jego uwolnienia, kiedy patrzysz wstecz na swoje życie, zapisujesz wspomnienia tego co zrobiłeś, co zrobiłeś dobrze, a co źle. I myślę, że piękne fotografie zawsze pozostają tylko pięknymi fotografiami. I to wszystko. A zdjęcia, które pokazują brzydotę, grozę, mają tendencje do trafienia w Twoje serce szybciej, wywołując większą reakcją szokową. Na początku tego stulecia, panował w Niemczech pewien rodzaj ekspresji, słynna epoka literatury, która w poezji wyrażała piękno brzydoty. Dla mnie to bardzo znaczący termin, podłapałem to zaraz kiedy zacząłem studiować literaturę i to dokładnie było to, o czym sam myślałem: estetyczne piękno zawarte w ohydnych obrazach, wręcz przerażających. Wiesz, czasami musisz uwydatnić brzydotę, żeby piękne rzeczy stały się bardziej zauważalne, pokazać beznadzieję żeby stworzyć nadzieję. I czasami musisz znaleźć się w totalnym dołku, żeby dostrzec elementy dobra w Twoim życiu, piękno którego możesz się trzymać. Chodziło mi o to, żeby naprawdę dotrzeć do ludzi, bo czasami łatwiej jest uderzyć ich w twarz niż grzecznie zapytać: przepraszam, czy mogę prosić o uwagę? Grzeczność niekoniecznie musi Cię daleko zaprowadzić, kiedy chodzi o aspekty wizualne. Myślę, że poczynając od „Nigredo”, poprzez „Menschfeind” aż do teraz, w kontekście całej ich mitologii, cała ta historia potrzebowała apokalipsy, jakiegoś punktu maksimum, musiała osiągnąć końcowy etap dekadencji…I to chciałem właśnie osiągnąć, z tym dotrzeć do odbiorców.
4.W swojej twórczości zdajesz się gustować w symbolach i liczbach. Jak się zapewne domyślasz, chcę Cię zapytać o tytuł nowej płyty, jako że jest tak dziwny i zagadkowy, że może być interpretowany na wiele równie dziwnych sposobów. Jaka jest jednak ta właściwa interpretacja?
Adrian: Rzeczywiście używam liczb dość często. One są wielką zagadką… Matematyka… . jestem w niej beznadziejny, więc dla mnie liczby są tym większą tajemnicą.:) I w tej kwestii nie podam na pewno precyzyjnego znaczenia, bo jest ich bardzo wiele: pierwszy to czysta matematyka; możesz wymyślić liczbę jeśli znasz pewne znaczenie, pochodzenie słowa, możesz ją wykalkulować, co jest bardzo proste. Drugie znaczenie jest dla mnie bardzo wyjątkowe wziąwszy pod uwagę fakt, że wyszło zupełnie przypadkowo i nie było w tym żadnej mojej intencji, po prostu zbieg okoliczności. 43 to odwrotność mojego wieku, i co zabawne nie zauważyłem tego do momentu, kiedy jeden z fanów mi o tym powiedział. Na „Menschfeind” chłopiec z okładki miał 5 lat, co mnie kompletnie uderzyło, ponieważ cały koncept „Nigredo” był oparty na liczbie 23 i… 5. Więc to dosyć zabawne, że ten chłopiec miał właśnie pięć lat, a „Nekrolog” zawiera liczbę stanowiącą mój wiek. Za każdym razem to był przypadek. Oczywiście jest też historyczne i mityczne pochodzenie tej liczby, nigdy bym nie oparł tego tylko na moim wieku, czego z resztą nie zrobiłem. Ale myślę, że możliwe jest odgadnięcie co to oznacza, jednak nie chciałbym tego zdradzać, bo to bardzo przyjemne kiedy tylu ludzi próbuje rozgryźć moją układankę i nie chciałbym tego powstrzymywać. Wśród interpretacji, które przysyłają mi fani są te właściwe, ale i te bardzo oryginalne i zauważam, że oni świetnie się przy tym bawią, a ja w pewien sposób pobudzam ich wyobraźnię, to twórcze zbliżenie do literatury i to jest wspaniałe, oni naprawdę wiedzą o co w tym chodzi…Więc gdybym Ci powiedział co znaczy 43, to mogłoby się skończyć…
5.Spotkałam się z interpretacją dość przerażającą, jakoby liczba 43 w tytule miała być dniem Twoich urodzin będącym jednocześnie dniem Twojej śmierci….
Adrian: Podoba mi się ta interpretacja. Bo oczywiście śmierć łączy się z całym kontekstem mitologicznym i całą historią, którą napisaliśmy do płyty, a nasza śmierć, złamanie naszej woli walki i przetrwania jest ważnym elementem tej historii. Cała płyta jest swego rodzaju dziękczynieniem wobec osób, które walczą o przetrwanie i dostrzegają dobre i złe rzeczy. I to jest moim zdaniem dar i myślę, że powinniśmy się tego trzymać.
6.Z tego co powiedziałeś wcześniej wynika, że ten album jest kontynuacją tego, co zaczęło się wraz z płytą „Nigredo”, a potem „Menschfeind”. Czy masz jakieś pomysły co do tego, w jakim kierunku pójdziesz z Diary of Dreams w przyszłości?
Adrian: Oczywiście, w ten czy inny sposób, każdy album odnosił się do poprzedniego jako, że jest to pewien łańcuch wydarzeń oparty na moim osobistym życiowym rozwoju, moich umiejętności, czy wyobraźni... To proces, który stopniowo się rozwija. To oczywiste, że istnieją powiązania między każdymi kolejnymi albumami, czemu nie zaprzeczam i z czego jestem dumny, ale tak naprawdę przy każdym albumie zasadniczo nie dążę do tego. Pracując nad nową płytą idę więc do przodu i wiem jak do tego podejść. Teraz mam już pewne obrazy, poezje, trochę tekstów, nawet możliwy tytuł kolejnego albumu, jednak nie będzie to już tak kontekstowo i tekstowo mocno powiązane jak „Nigredo” i „Nekrolog43”. Dla mnie to już skończone. Chcę zacząć od nowa, postawić granicę. I w tym miejscu tkwi podstawowe sedno sprawy: to już było, odeszło, jest za nami….. I stanowi to o tytule kolejnego albumu.
7.Czy to prawda, że kiedy nagrywałeś „Nigredo”, już wtedy miałeś wizję kontynuacji tej płyty jako trylogii?
Adrian: Trylogię stanowią tak naprawdę: „Giftraum”, „Nigredo” i „Menschfeind”. I to, co zdecydowanie chodziło nam po głowie, mi i „Gaunie”, od momentu kiedy zdaliśmy sobie wyraźnie sprawę z posiadania tak wielkiej ilości materiału, to fakt, że część tego nie pasowała do płyty, tak jak np. „Menschfeind”. Z drugiej strony, byliśmy świadomi siły tego utworu i bardzo nam się podobał. Bardzo szybko udało nam się posortować i podzielić materiał i zauważyliśmy, że powiązane jest to nie tylko tekstowo, ale i muzycznie i tak szybko powstały „Giftraum”, „Nigredo” i osobna koncepcja „Menschfeind”, z jego nowym imege’m i wizualną stroną, od początku stworzony z zamysłem bycia totalnym przeciwieństwem do „Nigredo”. Potem zajęliśmy się albumem live i dvd, których strona graficzna jest bardzo prosta i nieskomplikowana. Zamysł jest więc taki, żeby nie przyzwyczajać oka do konkretnej formy sztuki, ale zawsze ją zmieniać, tak samo jest z muzyką, chodzi o nieustanny proces zmiany. I dane obrazy będą szokujące tylko wtedy jeśli między nimi będą znajdować się te zwyczajne. Pod pewnym względem nie można też bez przerwy zwiększać dawki szoku, bo to też nudne. Myślę, że szok jest naprawdę efektywny, jeśli obok niego stoi też piękno.
8.Czy to znaczy , że wraz z następną płytą zaprzestaniesz tej apoteozy brzydoty i w zamian zobaczymy coś naprawdę pięknego w dosłownym tego słowa znaczeniu? .
Adrian: Nie mogę Ci tego powiedzieć. To zależy od tego co będę robił w międzyczasie. Mam pewne pomysły na dodatkowe projekty. Nie wiem co prawda, czy znajdę na nie czas, ale bardzo bym chciał zrobić jeszcze coś innego. Mam pewne pomysły jeśli chodzi o wizualną stronę, które wierzę, że wykorzystam na nowej płycie. Nie wiem jednak jeszcze gdzie, czy to będzie okładka, czy wkładka do płyty, zdjęcia promocyjne do prasy czy jeszcze coś innego. Teraz kończę jeszcze prace związane z ostatnim albumem, nadal jest wiele do zrobienia w kwestii promocji, pisania o płycie, jest więc zbyt wcześnie by mówić o jakiś konkretach dotyczących kolejnej płyty, ponieważ jeszcze nie zdążyłem usiąść i zamknąć starego rozdziału, by otworzyć nowy. Zawsze jednak kiedy coś wpada mi do głowy, notuję to i na szczęście, im jestem starszy, tym moja wyobraźnia i fantazja staje się coraz bardziej ostrzejsza, nie wiem skąd to się bierze, ale na pewno nie boję się braku inspiracji, tego jest coraz więcej. I tak samo otacza mnie coraz więcej kreatywnych ludzi, którzy, co niesamowite, pełnią swojego talentu, wypełniają także mnie, kiedy mi jego zabraknie. I w ten sposób cała muzyczna przestrzeń wokół zespołu się powiększa i mam naprawdę szczęście mając tych ludzi przy sobie i jestem im za to bardzo wdzięczny. Niesamowici fotografowie, Lars i Annie, gość od masteringu, współproducent, facet od miksów, sam zespół i menadżer…Cała ta ekipa z upływem lat stała się bardzo utalentowaną grupą, za co jestem im ogromnie wdzięczny. To coś, co dzieje się albo przypadkiem, albo jest bardzo długim procesem. Mnie niestety dotyczy ta druga opcja, trzeba było wielu lat , żeby ich wszystkich zebrać. Ale długa droga nie oznacza złej drogi, przez ten czas wiele się nauczyłem. I teraz jestem z tymi ludźmi w trasie, siedzę z nimi w studio, cokolwiek i gdziekolwiek razem robimy, podoba mi się to i właśnie w ten sposób chcę spędzać swoje życie.
9.Wasi krytycy, czyli fani Diary of Dreams, którzy nie akceptują muzyki zespołu po wydaniu „One of 18 Angels” twierdzą, że tracicie swój melancholijny, gotycki, dark wave’owy styl na rzecz tego bardziej elektronicznego, który jest nie do przyjęcia dla tego typu konserwatywnych słuchaczy. Jaka jest Twoja odpowiedź na takie zarzuty?
Adrian: Bawi mnie to, bo to głupota, wybacz. Ostatecznie czegokolwiek nie zrobisz jest źle. Jeśli się rozwijasz, ewoluujesz, w Twoim życiu jest jakiś proces - jest źle. A jeśli ciągle robisz to samo i tak samo, to też jest źle. Cokolwiek więc robisz, znajdą się tacy, którym się to nie spodoba. I co powiedziałem sobie już na początku: nie obchodzi mnie co mówią inni dopóki ja sam cieszę się z tego co robię. I jeśli ludzie to doceniają to wspaniale. Ale jeśli tego nienawidzą, ja jestem przynajmniej uczciwy wobec samego siebie, bo nie byłoby nic gorszego niż robienie muzyki według oczekiwań publiczności, której, jeśli by się to jednak nie spodobało i ja sam bym tego nienawidził, to już byłaby podwójna głupota. Osobiście uważam takich ludzi nie tyle za nietolerancyjnych, co bardzo głupich, bo jeśli posłuchasz „One of 18 Angels”,a potem „Freak Parfume”, która oczywiście jest płytą bardziej zorientowaną na dance’owo - klubowe klimaty, to okaże się, że są na niej utwory takie jak „Trauma”, „She and her darkness’, „Verdich”, „Bastard”, „Rebellion”, które są tak mało elektroniczne a tak bardzo w dawnym stylu. Musieli się przesłyszeć, tak bardzo skupiając się na „She” czy „O’Brother Sleep”. I nie było aż tak wiele więcej materiału w czystym stylu dance’owym, na „Amoku” ok., ale to zaledwie trzy utwory… Ci ludzie powinni sobie posłuchać „Nigredo”, bo ta płyta w moich oczach jest o wiele bardziej mroczna niż „One of 18 Angels”, i bardziej gotycka. Ja po prostu nie rozumiem o czym oni mówią i zupełnie się nie zgadzam. Ale jeśli wolą to tak postrzegać, w porządku. Wiem, że na świecie mamy wielu fanów słuchających tak różnych gatunków jak metal, gothic, electro, czy muzyki średniowiecznej i łączy ich właśnie ten zespół, co napawa mnie dumą, bo okazuje się, że jest tylu ludzi, którzy polubili muzykę, której na co dzień nie słuchają. I to nie jest electro…opieramy się na brzmieniu gitar, stoimy z dwoma gitarami na scenie, z żywą perkusją, trzema wokalami, instrumentami klawiszowymi. No dla mnie to nie jest electro, przykro mi. Zespół electro to facet z przesterowanymi wokalami i gość za keyboardem, a my tak nie wyglądamy. To jest dla mnie electro i z całą pewnością to nie my. Jeśli by sprecyzować termin gothic to prawdopodobnie właśnie teraz jesteśmy bardziej gotyccy niż kiedykolwiek.
10.Osobiście zgadzam się z tym co mówisz. Uważam, że ta płyta właśnie, jest bliższa gotykowi, tzn. bardziej mroczna niż np. „Nigredo” czy „Menschfeind”….
Adrian: W poprzednim wywiadzie dziennikarka powiedziała mi, że każda kolejna płyta jest coraz bardziej mroczna. Każda opinia jest inna, i moja jest także inna. Uważam, że zawsze było mrocznie, tyle, że strona wizualna była łagodniejsza, bardziej melancholijna, romantyczna, przygnębiająca, np. „End of Flowers”, “Cholymelan”, “Birds without wings”, “Psychoma”, pierwsze 4, 5 płyt. Grafika była spokojniejsza, łagodniejsza, pełna smutku, a dzisiaj jest więcej agresji. Ale posłuchaj „The Valley”, ten utwór mógłby się znaleźć na każdej płycie, nie byłoby poczucia, że nie pasuje do jakiejś. I jest więcej takich utworów, które moglibyśmy zamieniać tam i z powrotem w dowolnych miejscach. Tak jest tylko dlatego, że eksperymentuję na każdym albumie z różnymi stylami, dźwiękami i od czasu do czasu zwrotami ku innym gatunkom, kiedy momentami jest więcej ostrych, agresywnych, elektrycznych gitar, innym razem więcej tanecznych rytmów, których tak naprawdę użyłem na jednym albumie… Wiesz, po „Freak Parfume”, wszyscy mówili, że teraz to będzie pop i pomyślałem sobie: jak strasznie się mylicie, nawet nie wyobrażacie sobie jak cholernie się mylicie, bo potem nagrałem płytę z najmniejszą ilością elektroniki jaką kiedykolwiek stworzyłem. „Nigredo” jest bardzo spokojna, to najspokojniejsza płyta jaką nagrałem od powstania „Cholymelan”, nawet na „End of Flowers” są takie utwory jak „Retaliation” czy „Cold Deceit”, który jest w dosyć tanecznym stylu, na „Nigredo” mamy taki „Psychologic”, jest też „Giftraum”, czy „Kindrom”, ale to wszystko. Reszta jest w średnim i wolnym tempie. Tak więc powtarzam, to bardzo mroczny album. Co zabawne, na żadnym innym albumie nie użyliśmy tylu elektrycznych gitar co na „Nigredo”, na ostatniej płycie używamy ich mniej. Najważniejsze jest to, że używamy ich w zróżnicowany sposób. Na nowym albumie brzmienie gitar jest wysunięte do przodu, ich dźwięk jest bardzo precyzyjny, bo to agresywne standardowe akordy, więc wysuwają się zdecydowanie naprzód, a na „Nigredo” w większości użyte były efekty, więc ludzie często myślą, że to, co słyszą to keyboard a to są właśnie gitary. Wydaje mi się, że opinie dzielą się na: bardziej gothic, mniej gothic, bardziej electro, mniej electro… Nie pojmuje jak ludzie mogą być tak ograniczeni, żeby decydować o tym, co im się podoba tylko w oparciu o gatunek. Dlaczego po prostu nie posłuchają muzyki i zdecydują czy im się podoba czy nie, a nie czy jest gotycka czy electro, EBM czy IDM. To takie płytkie…Jeśli ludzie myślą tymi wąskimi kategoriami, ominie ich tyle wspaniałej muzyki, nie dostrzegą tylu talentów chodzących po tej ziemi, od których można tak wiele się nauczyć. No, ale to ich życie, jednak ja na pewno nie będę stał w miejscu i tworzył takiej muzyki wiecznie, bo wtedy bym w ogóle przestał to robić.
11.Wasz najnowszy album określany jest jako mieszanka typowej dla Diary of Dreams jakości i silnych ekstremalnych wpływów. Osobiście odnajduję coś takiego np. tam gdzie krzyczysz „the plague”, ale to właściwie wszystko w tym temacie. Co Ty na tej płycie określiłbyś więc jako ekstremalne?
Adrian: Po pierwsze, jeśli miałbym określić styl jaki charakteryzuje tą płytę to jest to coś na kształt emocjonalnej jazdy na rollercoasterze. Masz tu bardzo agresywne momenty, jak np. na „hypo)crypticK(al”, „Malice” czy „The Plague”, a z drugiej strony bardzo spokojne kawałki jak „Tears of joy”, „The Valley”, a dalej mocno eksperymentalne jak „alLone”, albo typowe dla Diary of Dreams utwory w średnim tempie, ballady w stylu „Son of a thief” czy eksperymentalny, mroczny „Nekrolog43”. I to są extrema w wydaniu Diary of Dreams. I dalej, zdjęcia i teksty są ekstremalne. Pominąłem środek i podążyłem w kierunku jednej lub drugiej granicy ekstremum. Odkryłem tutaj coś istotnego po tym jak na „Nigredo” ważnym dla mnie było to, żeby płyta była utrzymana w jednorodnym klimacie, żeby można było położyć się wygodnie i wyruszyć w podróż po płycie będąc w jednym nastroju. Istotnym było dla mnie zobrazowanie drogi , którą idzie główny bohater K’tharsia, a więc żadnych extremum tzn. użycia zdecydowanych gitarowych rytmów, które wyciągają Cię z tego nastroju. A z kolei na nowej płycie chciałem wręcz przeciwnie, użyć ekstremalnych elementów, moim zamierzeniem było, żeby wznieść Cię wysoko do góry, po czym nagle zaraz potem ściągnąć Cię na sam dół ciemnej głębi. Takiej podróży chciałem, bo na takim etapie teraz jesteśmy, takie jest znaczenie całej historii. I to dla mnie było ważne, to były dla mnie ekstrema , w których kierunku poszliśmy.
12.Ale co ekstremalnego jest w Twoich tekstach? Bo według mnie z pewnością pojęciem ekstremalności można określić teksty w muzyce death czy black metalowej…
Adrian: Inaczej rozumiesz extremum. Teksty w muzyce death metalowej nie są zbyt inteligentne jeśli mogę użyć tego słowa. One są po prostu brutalne. To zbieranina słów będąca mieszanką nienawiści, rozlanej krwi i zniszczenia. Niewiele jest takich zespołów, których teksty uważam za inteligentne, owszem są takie, w szeroko pojętym heavy metalu, które bardzo szanuję, jednak myślę, że tu nie chodzi o kwestie bycia ekstremalnym, ale raczej dostosowania się. Według mnie nastrój słowa decyduje o ekstremalności. Posłuchaj np. „Son of a thief”, to bardzo spokojny i łagodny kawałek, który ma właśnie takie teksty. Myślę, że są bardzo trafne i wręcz atakują, podobnie „Malice” jest bardzo brutalnym utworem, w „The Plague” to jest ukryte, nie jest tak wyraźne, ale z drugiej strony tytuł i jego sedno jest tutaj bardzo oczywiste. Tak więc bawię się tutaj ukrywaniem znaczenia i wykrzykiwaniem go prosto w twarz odbiorcy i to właśnie nazywam czymś ekstremalnym. Jeśli więc chcesz przejść przez płytę wsłuchując się w teksty, jeśli naprawdę chcesz to zrobić to może to wywołać na Tobie naprawdę ekstremalny efekt, na wielu osobach wywarło to takie właśnie wrażenie.
13.Wydaje mi się jednak, że to zależy od osobistej interpretacji danego tekstu…
Adrian: Zgadza się. Ale słyszałem od niektórych, że zapierało im dech w piersiach kiedy pierwszy raz posłuchali płyty, a osoby, które odsłuchiwały raport ze studia nie mogły na początku wysłuchać płyty w całości, bo dla nich była tak ekstremalna.
14.Co było powodem nie umieszczenia utworu „Leb-Los” na płycie? Według mnie doskonale by do niej pasował i kiedy usłyszałam go pierwszy raz, a zaraz potem „The Plague” z singla, pomyślałam, że to będzie naprawdę mocny, dynamiczny i właśnie… ekstremalny album, ale ten świetny kawałek się na nim nie ukazał, dlaczego?
Adrian: W ekskluzywnych utworach chodzi właśnie o to, że są one ekskluzywne
15.Rozumiem, chciałeś po prostu skusić swoich fanów na zakup jakiegoś innego wydawnictwa, na którym w tym celu zamieściłeś „Leb-los” ….
Adrian: O, nie, nie, niekoniecznie tak, wręcz przeciwnie. Jeśli ogłaszam, że robię jakiś kawałek specjalnie na jakąś kompilację, a potem umieszczam go na regularnej płycie, to według mnie oszukuję tych, którzy kupili składankę właśnie ze względu na ekskluzywny numer Diary of Dreams. I mieliby prawo powiedzieć: hej, to nie fair, najpierw mówisz, że kawałek jest ekskluzywny, a potem umieszczasz go na płycie, równie dobrze moglibyśmy czekać aż wyjdzie płyta i ją po prostu kupić. I to byłby argument, mieliby rację. Jeśli więc wydaję dany utwór jako ekskluzywny, taki on pozostaje na wiele lat. W pewnym momencie, kiedy np. nakład się wyczerpie, mogę po latach wydać coś takiego jak „Dream Collector”. I wtedy mogę to odświeżyć, wiele osób będzie chciała to zdobyć. I o wiele bardziej wolę im to udostępnić, żeby sobie mogli kupić zanim ściągną to nielegalnie. Może więc kiedyś wydam jakiś „Dream Collector 2” albo coś w tym rodzaju, zobaczymy. Bardzo lubię ten kawałek, w zamierzeniu był eksperymentalny. Chcieliśmy wypróbować inne pomysły i to właśnie osiągnęliśmy w tym utworze. Masz rację, że jeśli chodzi o brzmienie i zawartość, świetnie pasowałby do „Nekrolog43”, ale jak powiedziałem, od początku to był numer zapowiedziany tylko na składankę i taki pozostaje.
16.Niestety nie zagraliście go w tym roku na Castle Party chociaż już był wtedy znany…Przyznam , że naprawdę na niego czekałam…
Adrian: No wiesz, wielu ludzi oczekiwało wielu piosenek. A potem podchodzą do ciebie po koncercie i mówią: nie zagraliście tej piosenki, a to moja ulubiona….
17.To może chociaż zagracie go na koncercie w styczniu?
Adrian: Nie sądzę. Jest tyle nowych kawałków i chciałbym się skupić na takich, którymi chcę promować nową płytę, do tego jest tyle utworów na niej, które bardzo lubię, że trudno będzie wybrać. Kiedyś jedna fanka napisała do mnie, żebym wybrał 16 utworów spośród około 170 utworów, które wydałem, to naprawdę cholernie trudne. Na pewno chciałbym zagrać kilka numerów z nowego albumu i trochę ze starych, ale jeśli zagram zbyt wiele z nowej płyty ludzie mogą być niezadowoleni. Muszę to wyważyć i dlatego zawsze przed każdym koncertem toczy się o to dyskusja w zespole i całej ekipie, podejmujemy szczegółowe decyzje co zagramy. Każdy koncert oprócz trasy jest inny. Każdy pojedynczy jest zupełnie inny. Co zagramy, tego jeszcze nie jestem w stanie Ci powiedzieć, bo zastanawiamy się nad tym. Na pewno mam kilka utworów faworytów.
18.A co robisz kiedy publiczność domaga się jakiegoś utworu, którego nie mieliście w planach zagrać?
Adrian: Po prostu tego nie gram...I na 99,9% nie zagramy „Leb-los”. Przykro mi, ale mam tyle pomysłów co zagrać…a jest tyle płyt i jeśli weźmiemy jeden kawałek z każdej plus kilka utworów z nowej, czy dwóch ostatnich to już jest razem jakieś 16. Nagrałem tyle ekskluzywnych kawałków na różne kompilacje, że gdybym chciał je wszystkie zagrać na koncercie, nowa płyta by odpadła.
19.Kolejne pytanie na temat liczb: czy jest jakieś ukryte znaczenie w liczbach, które odróżniają od siebie dwie singlowe wersje „The Plague” ?
Adrian: Gdybym chciał, żebyś znała to znaczenie, to byłoby ono umieszczone zaraz pod tytułem. A ja chciałbym, żebyś puściła wodze fantazji i spróbowała sama wpaść na to, co to może znaczyć.
20.Teksty, które piszesz, są dość ogólnikowe, przez co, jak wspomnieliśmy, mogą być interpretowane na różne sposoby. Czy możemy doszukiwać się w nich Twoich osobistych przeżyć i doświadczeń, czy może odnoszą się one do jakiegoś bliżej nieokreślonego uniwersum, które każdy może rozumieć na swój własny sposób?
Adriann: Bardzo dobre pytanie, bo wielu ludzi nie jest w stanie zrozumieć tej kwestii zbyt dobrze. Chodzi o to, że część tekstów jest zdecydowanie oparta na mojej biografii, co oznacza wszystko przez co przeszedłem i właśnie przechodzę w swoim życiu, moje doświadczenia, moją historię, dzieciństwo…Ale oczywiście nie w 100 procentach, bo jest w tym także fikcja, wszystko to, co mnie zainspirowało, co widziałem wokół siebie, albo czego doświadcza DNS - nasz perkusista czy Gaun:A, To ciąg inspiracji i cokolwiek się na niego składa, czy to będą filmy, czy muzyka klasyczna, książki, cokolwiek, wszystko to ma wpływ na to co robię, ale także świat snów jest u mnie bardzo aktywny, czasami na szczęście czasami na nieszczęście. Wszystkie te sprawy wpływają na to, co piszę w tekstach, ale to nie jestem ja, to nie jest całkowicie moja osoba, lecz wytwór mojej wyobraźni, w 99 procentach tak na pewno jest. To nie znaczy , że to jestem ja. Wiele osób do mnie pisze i mówi: o, jaki Ty jesteś biedny, jest mi tak przykro z powodu tego przez co przechodzisz… nie rozumieją, że jest granica pomiędzy fikcją i rzeczywistością i że mieszam je obie. Oczywiście pewne niebezpieczeństwo tkwi w takim osobistym podejściu do pisanych tekstów i dodawania do nich tak dramatycznych kontekstów z Twojego życia, ale nikt nie jest w stanie stwierdzić co jest prawdą a co fikcją, o to tu chodzi i to każdy powinien zrozumieć zanim zacznie mnie interpretować.
21.Czy to znaczy, że na co dzień jesteś radosnym , wiecznie uśmiechniętym facetem?
Adrian: Nie, to znaczy, że ma dwie twarze, jak praktycznie każdy człowiek. Jedna z nich zazwyczaj dominuje i w moim życiu jest to zdecydowanie ta melancholijna i refleksyjna. Jestem osobą świadomą siebie, mieszkam ze swoim psem w domu położonym w odległym miejscu pośród lasu. I w ten sposób zwykle spędzam swój każdy dzień.
22.Porozmawiajmy o koncertach i waszej popularności np. w Polsce. Co decyduje o wyborze danego kraju i miejsca w Waszych koncertowych planach, czy to właśnie ta popularność w danym kraju? Bo jeśli tak jest, to pewnie moglibyśmy się spodziewać, że będziecie u nas grać coraz częściej…
Adrian: To bardzo trudne pytanie, bo przestałem uczestniczyć w sprawach związanych z załatwianiem koncertów mniej więcej w 1995 roku, przestałem w to ingerować, nie mogłem się zajmować wszystkim, mamy od tego Contribe - agencję Alberta, który jest też naszym menadżerem. Odwala kawał dobrej roboty, jest bardzo zaangażowany i aktywny. Zawsze bardzo stara się, żeby zorganizować jak najwięcej koncertów, ale czasami to nie jest możliwe, bo z jakiś przyczyn nie jesteśmy w stanie zebrać odpowiednio dużej publiczności, albo jest to zbyt drogie ze względu na koszty podróży, lotów. Ja uwielbiam grać na żywo, tak jak cały zespół. Uwielbiamy trasy, bycie w drodze… i dla nas to jest bardzo istotne zagadnienie, jednak czasami brakuje promotorów albo organizatorów. To trudne, bo tylko dlatego, że chcemy gdzieś zagrać nie znaczy, że możemy tam zagrać. Ja np. bardzo chciałbym zagrać w Islandii, ale to bardzo skomplikowane, bo po pierwsze trzeba znaleźć tam kogoś kto chciałby to zorganizować i jednocześnie orientuje się na tyle w gatunku, żeby dobrze zająć się promocją. I to jest właśnie praca, którą musi wykonać ktoś, kto załatwia koncerty, musi mieć w tym celu kontakty do odpowiednich ludzi. I czasami to nie takie proste, w niektórych krajach jest zaledwie jeden lub dwóch promotorów takiej muzyki, a oni jeszcze do tego mają swoje upodobania jeśli chodzi o specyficzne odmiany, jedni wolą electro inni gothic, więc jeśli uważają Cię za zespół gotycki, a nie lubią gotyku to po prostu Cię nie zabukują. Jedne zespoły są bardziej popularne wśród promotorów, inne mniej, na szczęście mamy wśród nich wielu fanów, więc udało nam się do tej pory zagrać w 26 krajach świata, co niewielu zespołom się udaje. My oczywiście chcielibyśmy grać jak najwięcej, ale musimy dostawać też propozycje, potrzebujemy ludzi, z którymi można rozmawiać o tych koncertach. Nie możemy ich organizować sami.
23.W jaki sposób się to więc odbywa; czy to Wy szukacie organizatorów, czy to oni kontaktują się z Wami z propozycją zorganizowania Wam koncertu?
|Adrian: Z tym jest różnie…, ja rozumiem, że pytasz konkretnie o Polskę, nie mylę się prawda? :) Graliśmy w Polsce podczas tej trasy, podczas poprzedniej również. I jestem pewny, że będzie tego więcej, spójrz wstecz, nasza obecność w Polsce staje się coraz bardziej regularna. Oczywiście mogłoby tego być jeszcze więcej, zgadzam się i bardzo bym tego chciał, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wczesne lata, to był tam okres kiedy długo nas tu nie było, a teraz jesteśmy tu na każdej trasie.
24.Jednak w Polsce zorganizowanie więcej niż jednego koncertu na trasie jest chyba jeszcze trochę ryzykowne…
Adrian: To zależy od kraju, przykładowo Hiszpania, tutaj można grać w dwóch miastach, we Włoszech w trzech, w Portugalii też w dwóch itd. itd. W każdym kraju są po prostu takie miasta, w których jest sens grać, bo ludzie mieszkający nawet na ich obrzeżach przyjeżdżają na koncert, bo są do tego przyzwyczajeni. A kiedy jedziesz do małego miasta, możesz spodziewać się pod sceną małej publiczności. Ja oczywiście uwielbiam grać koncerty, ale jednocześnie nie chcę tracić na tym pieniędzy, nie taki jest tego cel, nie mam też potrzeby się na tym wzbogacić, naprawdę. Tak długo jak jestem w stanie się utrzymać, jestem szczęśliwy. Widzisz, ja nie jestem specjalistą jeśli chodzi o scenę w Polsce nie musiałem się przejmować tego typu pracą przez wiele lat, więc nie jestem odpowiednią osobą, żeby się wypowiadać na temat dodatkowych opcji naszego grania w Polsce, ale jeśli będą oferty, zdecydowanie będziemy grać.
25.Przed właściwą trasą zagraliście już kilka koncertów, m.in. w Belgradzie. I właśnie o ten Belgrad chciałabym Cię zapytać. Rozmawiałam o tym z Torbenem, który potwierdził, że rzeczywiście Diorama była pierwszym od lat 80-tych zespołem należącym do tzw. sceny gotyckiej, który zagrał tam koncert. Teraz Wy mieliście tą okazję, jakie są Wasze wrażenia z tego występu? Co możesz powiedzieć o atmosferze i samej belgradzkiej publiczności?
Adrian: Było wspaniale, wspaniali ludzie, wspaniały kraj! Niesamowite show, znali wszystkie teksty, śpiewali je z nami i właściwie niektóre pozwoliłem im zaśpiewać samodzielnie, zaśpiewali „The Curse” znając dokładnie każdą linijkę tekstu, co było naprawdę fantastyczne. Byli bardzo entuzjastycznie nastawieni i wdzięczni, rozmawiałem z paroma osobami wcześniej w klubie i po koncercie była bardzo fajna impreza, więc naprawdę świetnie się bawiłem podczas tamtego weekendu. Niewiele do tej pory wiedziałem o Belgradzie więc ucieszyło mnie, że będę miał możliwość poszerzyć swoją wiedzę na temat tego kraju, bardzo mi się podobało i mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć Belgrad w lecie, bo musi być wtedy przepiękny. Było naprawdę bardzo dobrze i rzeczywiście zapoczątkowała to swoim koncertem Diorama. Myślę, że mamy tu ponownie do czynienia ze starą historią polegająca na tym, że promotorzy są fanami zarówno Dioramy jak i Diary of Dreams. W zależności od tego który zespół był akurat dostępny, zaczęli rezerwować termin koncertu. Diorama akurat, w przeciwieństwie do Diary of Dreams, nie była zajęta pracą w studio, więc wybrali tych, którzy byli dostępni. Z pewnością miał to być jeden lub drugi zespół. Ta sama historia w południowej Afryce, w Libanie. W tych krajach Diary of Dreams grał jako pierwszy zespół tego rodzaju. Podobnie w Grecji, poza takimi grupami jak The Sisters of Mercy , The Mission czy zespołami tego pokroju, byliśmy naprawdę pierwszą grupą tego gatunku, która tam zagrała..
26.Wspomniałeś Południową Afrykę, z tego co wiem, zachwyciła Cię także wizyta w Tel Awiwie. Czy odnajdujesz w takich egzotycznych podróżach jakieś inspiracje?
Adrian: Zawsze. Uważam, że każdy powinien więcej podróżować, ponieważ to poszerza horyzonty myślowe, zdolności przystosowawcze i zdolność tolerancji. Jeśli siedzisz w jednym miejscu i jedynym obcym w pobliżu jest gość, którego nie lubisz, to może to skrzywić Twój punkt widzenia i sprawić, że zaczniesz przenosić Twoje zdanie na temat tej osoby nawet na ogół mieszkańców Twojego kraju, popełniając tym samym oczywiście wielki błąd. Wiadomo, że w każdym kraju mieszkają jacyś głupcy, nie ma co do tego wątpliwości, ale musisz naprawdę poznać świat, żeby mieć jego pełny obraz. Ja byłem w wielu takich krajach, o których inni mówili: ja bym tam nie pojechał, nie zrobiłbym tego. A zazwyczaj właśnie te kraje, przed którymi nas ostrzegano, były najbardziej niesamowitym doświadczeniem. Dokładnie pamiętam Liban, kiedy każdy mówił: nie róbcie tego, ostrzegam Cię, to bardzo niebezpieczne. A nie było takie niebezpieczne, czasami po prostu trochę dziwne i musieliśmy przyzwyczaić się do pewnych rzeczy. Ale ludzie byli tak serdeczni, byli takimi wspaniałymi gospodarzami, tak gościnnymi i kulturalnymi. Niesamowicie! To było niesamowite doświadczenie, tak samo w Izraelu, wspaniały pobyt! Więc wyobraź sobie, wszyscy jesteśmy Niemcami, przynajmniej urodziliśmy się w Niemczech, mówimy po niemiecku, więc jako Niemiec możesz spodziewać się problemów, a żadnych nie było, oni byli dla nas niesamowicie uprzejmi i bardzo gościnni. Kiedy słyszeli, że mówimy po niemiecku, podchodzili pytając czy jesteśmy z Niemiec, a kiedy odpowiadaliśmy, że tak, oni na to: Witamy w Izraelu!. Coś wspaniałego! I myślę, że także my możemy poszerzać ich horyzonty odwiedzając ich kraje, interesując się ich kulturą, religią, okazując im szacunek. I także poprzez udowadnianie im jak zmienia się kraj, jak zmienia się mentalność i jak kwestia drugiej wojny światowej i jej okropności jest daleko od tego jacy jesteśmy. A jesteśmy inni, bardzo inni… i tutaj mogę się wypowiedzieć w imieniu całego zespołu. Jesteśmy bardzo otwarci. Odwiedziłem w swoim życiu 36 krajów i uwielbiam podróże, szczególnie właśnie podróże. Mam tylu przyjaciół na świecie i to jest dla mnie niesamowite. Dla Twojej psychiki to ważne, aby mieć świadomość, że świat na zewnątrz jest naprawdę dobry i warto go zobaczyć, bo to wzbogaca Twoje życie. Podobnie było z Południową Afryką , pamiętam dokładnie kiedy wszyscy mówili, żeby tam nie jechać, bo to zbyt ryzykowne. Za każdym razem kiedy wybieramy się do takiego kraju, przed którym Cię ostrzegają, dzwonię do naszego rządu, do specjalnego departamentu, z którym można się skontaktować, żeby dowiedzieć się na temat zagrożeń itp. Porozmawiałem z nimi i poszerzyły mi się horyzonty… I oni wtedy mówią , że można to zrobić, albo sugerują, żeby lepiej nie jechać. Wszystko co mówią to to, że jest niebezpiecznie, ale nie mniej niż w innych krajach. Np. kiedy jechaliśmy pierwszy raz do Moskwy, to było krótko po tym zamachu terrorystycznym, gdzie wzięto zakładników, wszyscy mówili: nie jeździe… ale pojechaliśmy, bo nawet jeśli miałbym umrzeć na scenie, to jest to przynajmniej zaszczytne miejsce by umrzeć, lepsze niż śmierć w wypadku samochodowym.
27.A propos sceny, podobno podczas tej trasy Wasz sceniczny wygląd uległ znacznej zmianie, a jako, że w tym temacie współpracujecie z Aderlass, a kostiumy zostały stworzone w oparciu o historię zawartą na płycie, to dosyć intrygujące… Zdradzisz jakieś szczegóły?
Adrian: Pojawimy się na scenie w zupełnie nowo zaprojektowanych strojach, z którymi było cały czas dużo pracy, bardzo dokładnej, wiele maili, rozmów, spotkań, dyskusji na temat naszych pomysłów, tego, co jest możliwe. Do tej pory świetnie się przy tym bawiliśmy i myślę, że rezultat jest naprawdę niezły. Oparliśmy nasze wizualne wyobrażenia strojów na historii z „Nekrolog43”, na obrazach, które mieliśmy w głowach, kiedy tworzyliśmy wizje bohaterów tej historii, szczególnie historii braterstwa o której mówimy. Tak więc zależało nam na wyjątkowym rodzaju kostiumów, które są mieszaniną bardzo staro wyglądających i nowoczesnych stylów. I w ten sposób do końca nie ma się pewności z jakiego okresu, stulecia pochodzą te stroje, bo mogą być zarówno z wieków średnich jak i przyszłości.
28.Jesteście w trasie już prawie dwa lata. Ciekawi mnie jak Diary of Dreams spędza czas wolny po koncertach. Czy jest to stereotypowe balowanie czy raczej odpoczynek, relaks, może jakieś zwiedzanie okolicy?
Adrian: Uczestniczenie w imprezach jest na pewno sympatyczną i przyjemną sprawą, ale to się zdarza tylko, kiedy gramy pojedyncze koncerty. Jedziesz na jeden koncert i masz wtedy do dyspozycji np. trzy dni, masz więc czas na to, żeby długo pospać, cieszyć się nocnym życiem, poznawać ludzi, razem świętować… także sam fakt, że można się spotkać, bawić przy muzyce… to jest bardzo wyjątkowe. Nie jesteśmy w każdym razie typem hotelowych gości. Nie znam wielu zespołów, które wyjeżdżając na koncert spędzają cały weekend w hotelu, czego zupełnie nie rozumiem. Uwielbiam zwiedzać, ale nie w klasycznym tego słowa znaczeniu polegającym na oglądaniu stereotypowych miejsc. Znacznie bardziej wolę, gdy oprowadza mnie ktoś z promotorów, ktoś z okolicy, z ekipy organizatorów, jeździć z nimi po mieście, w którym pokazują nam różne rzeczy. I powinny się tam znaleźć punkty, na które zawsze nalegam: jedzenie regionalnych potraw i picie regionalnych trunków. Z całą pewnością nie jestem wyobrażeniem tego tak postrzeganego Niemca, który przyjeżdża do innego kraju i chce swojego sznycla. Zupełnie nie jestem taki. Uwielbiam międzynarodową kuchnię i jestem zagorzałym miłośnikiem innych kultur i jest to według mnie interesujące i stanowi swego rodzaju wyzwanie. Np. w Belgradzie jedzenie było absolutnie wspaniałe, promotorzy wzięli nas tam do świetnej restauracji. Mieliśmy cudowny wieczór. Myślę, że z jednej strony bardzo szanowane jest okazanie zainteresowania innej kulturze kiedy jedziesz do danego miejsca, a z drugiej strony ja sam szanuję umożliwienie nam tego, więc jest to jednocześnie ofiarowywanie czegoś i przyjmowanie. Kiedy pojechaliśmy do Południowej Afryki, kraju tak odległego, o tak różnorodnego pochodzenia kulturze, gdzie mają tak różnorodną kuchnię co jest niesamowite... świetnie się tam bawiliśmy. I byłoby to bardzo przykre gdybyśmy nie mieli takiej możliwości, więc poznawanie kultur jest istotnym elementem podróży.
29.A czy jest coś co podoba Ci się w Polsce?
Adrian: Odnajduję coś ekscytującego w każdym kraju, w którym jestem. Do tej pory nie byłem w takim, w którym coś by mnie nie cieszyło. Co do Polski to po pierwsze wyjątkowe jest to, że jesteśmy blisko i jest naprawdę wiele podobieństw między tymi dwoma kulturami, a z drugiej strony jest tyle różnić, weźmy np. język, jest zupełnie inny, biorąc pod uwagę np. Holandię i Niemcy, mamy podobny język, mówimy tak samo wolno, także łatwo się rozumiemy. To co spodobało mi się w Polsce to przyjazne nastawienie, wspaniała i hojna gościnność. Właściwie to mam w Niemczech bardzo wielu przyjaciół, którzy pochodzą z Polski i za każdym razem kiedy przyjeżdżają zapraszają mnie do siebie, mamy bardzo miłe spotkania i kiedy wracają z Polski zawsze przywożą mi z domu Waszą wódkę i inne tego typu rzeczy. Podoba mi się, że są tacy otwarci i uprzejmi.
30.Odniosłam podobne wrażenie na temat Niemców kiedy dwa lata temu po raz pierwszy pojechałam na Wave Gotik Treffen, a biorąc pod uwagę pewien istniejący stereotyp zimnego, twardego Niemca, to było to bardzo pozytywne zaskoczenie. Ale skoro już mowa o WGT, rozmawialiśmy kiedyś o różnicach między publicznością w różnych krajach. Moje wrażenia co do publiczności niemieckiej były wtedy takie, że jest np. w porównaniu z polską bardzo statyczna i nie tak entuzjastycznie i żywo reagująca na koncertach. Z drugiej strony tegoroczny koncert Dioramy wzbudził we mnie wręcz odwrotne odczucia, bo ludzie byli akurat bardzo spontaniczni, tak więc zastanawiam się czy faktycznie Ty jako muzyk widzisz jakieś różnice w tym względzie?
Adrian: W pewnym sensie tak, oczywiście. Patrząc na Belgrad , bardzo świeży przykład, jak sama zauważyłaś, nie mieli do tej pory tyle alternatywnej muzyki z naszego gatunku w swoim kraju, więc są bardzo głodni takiej muzyki, bardzo entuzjastycznie nastawieni i tak bardzo czekają na tych kilku możliwych koncertów i przychodzą na taki po tygodniach oczekiwania. Dostawałem maile na pół roku wcześniej od ludzi, którzy odliczali dni do koncertu. I po tych ludziach pod sceną, widać, że przyszli na imprezę, po to, żeby się bawić i nic na świecie nie jest w stanie przeszkodzić temu wspaniałemu wydarzeniu, ponieważ oni przyszli właśnie po to, by świetnie się bawić, bez względu na pogodę, na czas, nic nie ma znaczenia takiego jak ten dzień, ten wieczór. Największym problemem jeśli chodzi o publiczność niemiecką jest to, że jest przesycona koncertami. Koncertów tego rodzaju mamy pełno, za każdym rogiem, w każdym mieście, w każdym miejscu, więc przestało to być już czymś wyjątkowym. I zaletą w krajach, które mogą nadal nazywać to zaletą, jest właśnie to, że koncerty zespołów tego typu nie są taką normą. Popatrz na daty koncertów podczas tras, takie zespoły grają około 20-tu koncertów w Niemczech, ale dwa w Polce, albo jeden we Włoszech. I to sprawia, że Niemcy się rozleniwiają. Nie podróżują zbyt daleko, żeby zobaczyć koncert. Jeśli nie odbywa się tuż za rogiem, nie idą, jeśli jest zbyt drogo, nie idą. Kierują się głupimi kryteriami jeśli chodzi o decyzję czy iść na koncert. Mówią: nie, widziałem ich w zeszłym roku na festiwalu, nie chcę ich oglądać znowu podczas trasy. W innych krajach jest zupełnie inaczej, weźmy na przykład kraje północne czy Amerykę Północną, byliśmy tam po raz pierwszy od 10 lat. I wtedy zagraliśmy tam trzy małe koncerty, które były nisko budżetowe, bo nie było wielkiej możliwości ściągnąć na nie większej ilości ludzi, więc była tam bardzo ograniczona liczba osób. A teraz mieli możliwość zobaczyć nas na scenie więc śpiesznie na niego przybyli nie mogąc się doczekać. Tamtejsza publiczność to naprawdę mocna grupa fanów, czekali na nas wieki i jestem pewien, że ta publiczność będzie rosła, ponieważ byli bardzo podekscytowani i potem ze Stanów był odzew ze strony tych, którzy byli na koncercie i zarazili innych Diary of Dreams i jestem przekonany, że następna trasa będzie jeszcze lepsza niż ta. Ale także Grecy należą do ekstremalnie entuzjastycznej publiczności. Są wspaniałą publicznością, naprawdę wiedzą jak się bawić. Poza tym…co jeszcze….Moskwa była nadzwyczajna, niesamowita, Liban też wspaniały, Izrael, także Polska jak zwykle, pamiętam Castle party, naprawdę wielka rzecz, naprawdę się to czuje, mimo okropnej pogody ludzie tam byli i przeżywali koncert, nie przejmowali się tym, że stoją w błocie, byli po prostu zachwyceni muzyką.
31.Powiedziałeś, że w Niemczech jest mnóstwo tego typu koncertów, tzw. scena gotycka jest bardzo duża…według mnie pozytywną tego stroną jest to, że w przeciwieństwie do Polski, fani szeroko pojętego gotyku, ubrani w swój specyficzny sposób, nie są tutaj tak odbierani przez resztę społeczeństwa jak w Niemczech, gdzie ludzie nie patrzą na nich ze zdziwieniem, bo są po prostu bardziej otwarci i tolerancyjni.
Adrian: Dokładnie wiem o czym mówisz. Jak wspomniałem wcześniej to jest tzw. zaletą. Wszystko ma swoje zalety i wady, ale fakt, że ta muzyka jest tutaj tak popularna sprawia, że mówi się o średniej liczbie około 100 tys. fanów gotyku w Niemczech, co oczywiście jest całkiem sporo. I tak samo jest wiele czasopism o gotyku, wiele zespołów i także wiele rywalizacji, ludzie walczą między sobą, im bardziej ta scena jest popularna tym więcej jest tej rywalizacji, co wcale nie jest przyjemne. Z drugiej strony przez to, że jest tak dużo koncertów, trzeba się bardzo natrudzić, żeby zespół mógł tu zagrać. Popularne zespoły mają tu publiczność rzędu 30-40 osób i to jest niedorzeczne, to przestaje się opłacać. W tym momencie to, co obserwuje w Niemczech to to, że większe zespoły przyciągają coraz większą publiczność, a mniejsze coraz mniejszą. To jest bardzo smutne. We wczesnych latach tego gatunku nie było tak ciężko. Nie było trudno zebrać 150-cio osobowej publiczności, dzisiaj mniej popularnemu zespołowi jest o wiele trudniej. Ale rozumiem o czym mówisz w kontekście socjologicznym. Oczywiście Lipsk ma długoletni trening w temacie akceptacji tego rodzaju muzyki, ponieważ Wave Gotik Treffen powtarza się już od ponad 10 lat. Mają to co roku i widzą…wiesz, najlepsza nauka płynie z doświadczenia…oni widzą , że Ci ludzie nie są brutalni, że nie zabijają zwierząt, widzą, że są zwykłymi konsumentami, co jest bardzo istotnym aspektem sprawy, że kupują jedzenie, picie, rezerwują bilety, hotele, zamawiają taksówki… To ma ekonomiczne znaczenie, przynosi dochód miastu. Ale jeśli pojedziesz do jakiegoś małego miasta głęboko w Bawarii, myślę, że będzie to wyglądać trochę inaczej. Ludzie będą się na Ciebie gapić. Są tam miasteczka bardzo odosobnione i konserwatywne, mocno katolickie i zdecydowanie miałabyś tam ciężki żywot. To zależy gdzie się udasz, bo na zachodzie, wschodzie , północy i południu jest tu różnie. Ja mieszkam w zachodniej części Niemiec, która jest bardzo tolerancyjna, elastyczna. Mamy tu wielu punkowców, fanów hard core’a, metalu, gothów i panuje tu luźne podejście do wszystkiego. Np. mój gitarzysta Gaun:A , kiedy do mnie wpada, a mieszkam w małej miejscowości, gdzie jest tylko 70 domów, kiedy przejeżdża wszyscy do niego machają, wiesz, on ma irokeza, bardzo rzucającą się w oczy fryzurę... A moi sąsiedzi mają około 60-tki i kiedy się zjawia witają się z nim i pytają jak się miewa. W wielu krajach to niewyobrażalne, że bardzo konserwatywny starszy człowiek nie widzi problemu w facecie takim jak mój gitarzysta.
32.Jako, że wspomniałeś o katolicyzmie, chciałabym, jeśli mogę, zadać Ci osobiste pytanie na ten temat; w Twoich tekstach możemy odnaleźć pewne odniesienia do Boga, postaci z Biblii…jaki jest Twój osobisty stosunek do spraw wiary i religii?
Adrian: Najbardziej dominuje u mnie pogląd, że najważniejsze jest to, by każda istota ludzka znalazła swój własny sposób na życie, czy to będzie buddyzm czy katolicyzm, cokolwiek by to nie było, cokolwiek ludzie odnajdą, pozawalam im na to, co więcej, szanuję ich wybór, tak długo jak długo to nikogo nie krzywdzi. I to jest moment, w którym zauważam, że religia zaczyna być problemem, kiedy ludzie starają się nawrócić innych na ich religię, starają się ich do tego zmusić. Żadna wojna na świecie, na tej planecie, nie zabiła tylu ludzi ile kościół. I myślę, że zawsze powinniśmy mieć to na uwadze, że tolerancja jest ważnym elementem akceptacji wolności wyboru tego, w co chcesz wierzyć, jest ważną częścią życia społecznego i tego, w jakim miejscu ono dzisiaj powinno być, tego, że jednostka ludzka nie jest mniej lub bardziej wartościowa w zależności od tego w co wierzy. Myślę, że nadal musimy się wiele nauczyć zanim przyjmiemy to do wiadomości. I ja jestem bardzo do tego zdolny, mam nadzieję, ale moja wiara jest bardzo ateistyczna. Uważam, że wszystkie idee, filozoficzne, mitologiczne i religijne korzenie ludzkości są bardzo atrakcyjne i interesujące ale osobiście jestem niewierzący.
33.Śpiewasz, piszesz teksty, komponujesz, jesteś muzykiem, producentem i właścicielem wytwórni płytowej. W której z tych ról czujesz się najbardziej spełniony?
Adrian: W każdym aspekcie muzycznej aktywności. Nieważne czy jest to komponowanie, pisanie, produkcja czy granie na żywo. Wszystko, dzięki czemu czuję, że tworzę muzykę, kiedy pracuję nad nią, daje mi wielką satysfakcję. To coś, co czuję kiedy robię coś dla siebie, każda inna czynność, bez względu czy wiązałaby się z lepszą czy gorszą pracą, ale pracą związaną z robotą papierkową i tym podobnymi zajęciami, jest czymś czego nienawidzę.
34.A jako właściciel wytwórni, czym głównie się kierujesz w doborze artystów, których wydajesz?
Adrian: Głównie moim osobistym gustem. Nigdy bym nie inwestował swego czasu i pieniędzy w zespoły, które mi się nie podobają i w których nie dostrzegam potencjału. Kiedyś nie byłem taki wymagający, a teraz muszę także lubić danych ludzi, żeby podpisać z nimi kontrakt. Dałem szansę kilku zespołom parę lat temu, bo jak przewidywałem ich muzyka osiągnęła spory sukces, choć wydawałem większe zespoły wcześniej, ale gości z zespołu nie tolerowałem, nie lubiłem i nie mogłem ich zaakceptować, bo nie mieli gustu i byli po prostu nudni. Mój czas jest zbyt ograniczony by inwestować go w ludzi, za którymi nie przepadam, tak to widzę.
35.A skoro już wróciliśmy do tematu muzyki, to kiedy doczekamy się jakiegoś teledysku Diary of Dreams?
Adrian: Moje ulubione pytanie o videoclip. Jestem o to bardzo często pytany, jako że jeszcze nie mamy żadnego teledysku. Jest mi bardzo przykro z tego powodu i zawsze kiedy nagrywamy nową płytę mamy to na uwadze, ale chodzi o to, że teledysk, który chciałbym zrobić kosztowałby bardzo dużo pieniędzy, trzeba byłoby jakoś je odzyskać, a wtedy coś musiałoby zdrożeć, prawdopodobnie płyty, żeby zarobić sumy, które zainwestowałem w produkcję video. Nie jestem pewien czy warto. Ale jestem przekonany, że na pewno kiedyś będziemy mieli teledysk, ale na chwilę obecną wiem, że są inne sposoby na to, żeby zainwestować lepiej mój czas, np. w sesję zdjęciową do nowej płyty, która kosztowała mnie naprawdę wiele czasu, wiele tygodni przygotowań, wiesz, zorganizowanie ludzi, przygotowanie każdego, kto jest w to zaangażowany, hotele i tym podobne rzeczy. Mam naprawdę niewiele czasu i muszę ustalać listę priorytetów, decydować co jest na początku lisy, a co na końcu i niestety teledysk jest na jej końcu. Prawdopodobnie istotny jest też tu fakt, że nie oglądam telewizji, w ogóle nie posiadam telewizora.
36.Zawsze pozostaje Internet, możemy przecież tam obejrzeć Wasz teledysk…
Adrian: To prawda, ale to nadal kwestia wielu pieniędzy i czasu, wiele miesięcy pracy i nie jestem pewny czy to jest takie efektywne i wolałbym spożytkować ten czas w inny sposób.
37.Masz więc jednym słowem dość kosztowne wizje;)
A: Tak, to prawda, dokładnie. Jeśli więc zrobię kiedyś videoclip to będzie wyglądał jak film.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w styczniu.
Adrian: Dziękuję i również mam nadzieję, że do zobaczenia.
Wywiad ze strony: http://www.darknation.eu
Autor: Khiara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz