środa, 19 grudnia 2012

Pamiętam, że będę - czyli świat, w którym czas płynie inaczej


Ted Chiang, to jeden z moich ulubionych pisarzy. Pisze mało. Tylko opowiadania. Wszystko, co do tej pory napisał zostało wydane w jednym zbiorze nakładem wydawnictwa Solaris - "Siedemdziesiąt dwie litery".

Wszystkie opowiadania zawarte w tej książce są warte uwagi, jednak dla mnie najważniejsze jest jedno: "Historia twojego życia".

Blogowa znajoma, powiedziała mi ostatnio coś bardzo ważnego, co pozwolę sobie tutaj przytoczyć, bo to jedna z najważniejszych prawd, o których nie powinniśmy nigdy zapominać. W końcu żyjemy tylko tu i teraz, nie wiemy, co będzie dalej. Każdy z nas ma historię swojego życia, która prowadzi nas przez ten świat w taki czy inny sposób. Nie marnujmy tego.

"Życie to nie rachunki, podatki, zależności, polityczne pierdu-pierdu, uciążliwa praca, etc. Za krótko żyjemy, aby przejmować się takimi rzeczami. To są epizody co najwyżej, prawdziwe życie zaczyna się w punkcie, kiedy odrzucamy od siebie te rzeczy, mówiąc sobie: mam je gdzieś, teraz czas na mnie, chcę być szczęśliwa i tylko to się liczy. Bo tak jest w istocie. Tylko "my" się liczymy a nie szare fatałaszki zwane "obowiązkami". (...)
Przeczytałam ostatnio bardzo mądry cytat, choć trochę przekorny: "Wszyscy chcą naszego dobra: Nie daj im sobie Go zabrać!". :)) "

3 komentarze:

B. Silver pisze...

Wzruszyłaś mnie tym postem... Zaskoczę cię, znowu zadziała "telepatia". Dziś planując o czym napiszę następnym razem, sporządziłam sobie wstępny szkic tego właśnie opowiadania, które poznałam dzięki Tobie. Ja nigdy nie zapominam polecanych mi tytułów, zawsze je czytam, choć o różnych porach publikuję o nich notki. Teraz przyszła kolej na Chianga, którego i ja polubiłam choć na co dzień nie przepadam za azjatycką onirycznością w stylu tych wszystkich Murakamich od siedmiu boleści. Może to zaleta a może wada, ale jestem w stanie zawsze wyczuć, kiedy autor jest sztuczny. Murakami w odróżnieniu od Chianga pisze dużo, ale wszystkie jego książki są identyczne: sztuczne. Nie przemawiają do mnie, wyczuwam pod szatą jego słów komercyjne szalbierstwo. Pewnie się wielu ze mną nie zgodzi, trudno.

Chiang pisze w sposób, który nie pozwala odróżnić go od innego człowieka na świecie. W tym sensie, że nie myślę o nim jako o Azjacie. On pisze językiem, który mogłabym użyć sama. Ale więcej w notce jemu poświęconej. To naprawdę niezwykłe, że tego samego dnia pomyślałyśmy o Chiangu. :) Miałam już kiedyś taką sytuację. Znajoma ze studiów miała ten sam gust filmowo-muzyczny, co ja.

A to konkretne opowiadanie... No cóż, dla smaczka powiem tyle, że w pierwszej chwili przeżyłam szok, gdy zaczęłam czytać. Ale dlaczego, napiszę przy okazji. :)

Pozdrawiam cieplutko, ściskam i tarmoszę. U mnie właśnie obudził się nowy dzień. U was pewnie idzie nocka, życzę miłych i spokojnych snów. :) :*** :)

IwoX pisze...

Basiu,
rzeczywiście, niezwykły zbieg okoliczności (w które oczywiście nie wierzymy:))

Czytając Teda Chianga nigdy nie myślę, że jest Azjatą. Pisze w sposób, który daleki jest od azjatyckich naleciałości. Może wynika to z faktu, że wychowywał się i kształcił poza Azją? Jakikolwiek nie byłby tego powód, jego twórczości zapewne wyszło to na dobre:)

Z przyjemnością przeczytam Twój post o jego opowiadaniach, zwłaszcza, że od dawna jestem ciekawa Twoich wrażeń po ich lekturze. Doskonale rozumiem jednak, że czasami musi minąć trochę czasu, zanim napisze się o czymś, co się czytało lub oglądało. Po prostu pewnego dnia przychodzi na to czas, a może to być długo po lekturze danego tekstu:)

Przedziwnie pomyśleć, że kiedy piszę te słowa u Ciebie jest już wieczór. Chyba ciągle jeszcze nie przyzwyczaiłam się, że mieszkasz teraz w innej strefie czasowej:)

Uściski i serdeczności!
Tym razem ja życzę spokojnych snów!
:)))

illustration poetry pisze...

i hope you have an amazing New Year my dearest loveliest friend Iwona!


xoxo love,
Mita